Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [71]  PRZYJAC. [87]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
snipster
Pamiętnik internetowy
rozrewolweryzowany rewolwer, stół z powyłamywanymi nogami...

Piotr Łużyński
Urodzony: 1977-05-23
Miejsce zamieszkania: Zielona Góra
221 / 338


2015-02-25

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
DDRowatość (czytano: 4312 razy)

 

Moje ciało znowu mnie zaskoczyło i postanowiło się lekko rozrewolweryzować... akurat na weekend, gdzie w sobotę startowałem w "25km Lauf" w przygranicznym Forst w DDR.
Start tydzień po tygodniu, dawno czegoś takiego nie robiłem i w ramach rozbrykiwania się pod sezon postanowiłem sobie zaserwować taką przyjemność.

Połówka w Barcelonie, mimo iż czułem jeszcze zapas, tym bardziej za metą gdzie wyjechany jakoś nie byłem... swoje jednak zostawiła.
Plan na start 25km był w zasadzie prosty - tempo z połówki... skoro czułem zapas, to doczołganie z 21km do 25km w tym tempie, może ciut wolniejszym powinno być spokojnie w zasięgu.
W piątek już czułem, że coś jest nie tak z moim gardłem i nosem, gdzie trochę sobie kichałem i smak jakoś nie był wzorcowy przy makaronie. Czułem lekkie zmęczenie i jak patrzę na przebieg tygodnia, to trochę zbyt optymistycznie do tego podszedłem.


Jadąc w sobotę do Forst jeszcze myślałem jaki dystans wybrać... 7.5km, 15km, 25km.
Mając w uwadze maraton w kwietniu oczywiście podjąłem rękawice odnośnie 25km.
Trochę wiało na rozgrzewce, prognozy jednak się sprawdzały - był wiatr z południowego czegoś wschodo-zachodu, kręciło strasznie i porywy były denerwujące. Rozgrzewka w sumie ok, nawet jakieś rytmy strzeliłem na koniec, aby rozkręcić trochę serducho i pobudzić krążenie.
Tym razem jednak nie zapomniałem o żelu.

Start ulicą, potem wlot na wyasfaltowany wał p.powodziowy i tak... 12.5km w jedną i powrót tą samą drogą.
Początek już nie był optymistyczny. Męczyłem się, jakbym leciał po 3:40. Oddechowo ok, jednak mocy nie było totalnie. Byłem mocno zdziwiony.

Po około 2km zwolniłem, bo dotarło do mnie, że mam 25km do pokonania, a nie luźną dyszkę. Leciałem początkowo po około 4:08 i wrażenia mnie szokowały. Czułem się jak pod koniec maratonu, a to dopiero start był :)
Pusciłem Agę od nas do przodu, która leciała na 15km, samemu zwalniając do tempa akceptowalnego.
Wiatr odczuwalny, momentami ostro poniewierał i hamował.

Wyprzedził mnie ktoś, potem ktosie z Nowej Soli... i potem jakaś dwójka Niemców za którymi się schowałem. Tempo było wolne, okolice Drugiego Zakresu patrząc na intensywność. Ogólnie momentami Tempo mnie szokowało, byłem słaby jak Koń po Westernie. Żałowałem wtedy, że nie wybrałem krótszego dystansu :P
To był zdecydowanie nie mój dzień.


W okolicach 10km i nieco dalej czułem, że tempo mocno spadło i zaczynamy zbyt luźno sobie człapać. Niemcy opadali z sił, więc wyprzedziłem ich i leciałem już dalej sam. Po nawrotce wyjąłem żel i powoli go zasysałem w paszczy. Za 13km był gostek, co podawał gorącą herbę z dużego termosu, jednak poszedł zbierać kubki... więc zatrzymałem się na kilka sekund, wziąłem łyka i odstawiłem kubek i pognałem dalej.
Postanowiłem sprawdzić teorię o krótkich zatrzymaniach na punktach z wodopojem ;)
Podobnie było parę km dalej.

W drodze powrotnej liczyłem, że wiatr nie będzie przeszkadzał, a pomagał... no ale jak to bywa z wMordęWind tu zaczął momentami wiać z boku i czasem w facjatę. Druga połowa bez szaleństwa. Nie miałem siły i ochoty się rozpędzać. Tempo z połówki było zbyt męczące.
Leciałem tak sobie po 4:20-25... można powiedzieć bezbarwnie.
Nawet nie czułem tego żela, którego wciągnąłem. Zabawny smak w ogóle - biszkoptowy ;)

Pod koniec drogi po Wale widziałem że zbliżam się do jednego gościa, więc trochę go podgoniłem i bez jakiegoś polotu wyprzedziłem w mieście. Doczłapałem się do mety... i to by było na tyle z tego "wielkiego" biegu.

Wyszło w sumie 25km nie wiem jak to nazwać... w drugim zakresie? tempo średnie chyba 4:21.

Po biegu prysznic, potem w oczekiwaniu na galę z oskarami, czyli rozdanie dyplomów, kupiłem kawałek ciasta za pół euro, potem kolejny i kolejny ;)
Dostałem ostatecznie dyplom za 4 miejsce w swojej kategorii nastolatów i to tyle. Za mną był jeszcze jeden osobnik, więc szału nie było ;)
Ogólnie byłem 14 na 47 śmiałków, którzy zapuścili się na 25km.
Fajne klimaty tam są, jakby nadal był DDR ;)))


Po powrocie do domu już czułem, jak się rozkładam. Gardło i katar w natarciu i lekko trzepnięty. Wciągałem jakieś wywary z kory dębu (WTF????), pomarańcze i tak dalej. W niedzielę jakoś się trzymałem, więc wypuściłem się znowu na Wzgórza, aby rozruszać ciało w delikatnym crossie. Pół dnia było ok, jednak później dalej mnie rozkładało. Wylądowałem ostatecznie jak moher pod kołdrą.
Poniedziałek to faszerowanie się witaminami z pomarańczy, miodem, rozpuszczanym wapnem z cynkiem i podobne manewry. Dopadło mnie osłabienie i balansowanie z chorobą.


Kurcze jak to jest, że kiedy wydaje ci się coś, to te coś po chwili się zmienia, że już nic nie wiadomo...
Niektórzy jednak mówią, że nie ma tego czegoś, co by na dobre nie wyszło, więc może takie coś zaprocentuje ;)

Czas się podleczyć i rozkręcać, wiosna w natarciu ;)


Aloha

pl

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Truskawa (2015-02-25,14:18): No ależ mój drogi. Przeziębienie czyhało w kościach to co się dziwisz. 4.21 powiadasz? Całkiem fajnie jak na konia po westernie. Aha! Co z tym wodopojem? Bo moja teoria jest taka, że jak się człowiek nawodni to mu siły cudem wracają. :)
snipster (2015-02-25,15:22): hehe ;) a z Wodopojem to było tak, że się zatrzymałem i piorunem łyknąłem pół kubka i poleciałem dalej, tak samo na drugim punkcie. Za pierwszym razem poczułem się średnio 100m po wystartowaniu, jednak po drugim razie nie zwróciłem na to uwagi. Kwestia przyzwyczajenia chyba... aczkolwiek takie rwanie tempa jest średnio fajne
żiżi (2015-02-25,19:31): Te choróbsko-wracaj do zdrowia Snipi,bo za oknem wiosna,wyczekiwana wiosna:)
snipster (2015-02-26,08:41): Dzięki Żiżi... oby ta wiosna tylko nie strzeliła focha ;)
Joseph (2015-02-27,23:16): No enturaż ze zdjęcia to faktycznie taki późny Honecker ;). I, w mordę, jeszcze nigdy nie przyswajałem żelu o smaku biszkopta. Poproszę Pana o lokowanie produktu ;)
snipster (2015-02-28,09:43): Dżoseff, te żele nazywają się "Torq Gel" i niby jest to smak "apple cumble" czyli niby coś jak szarlotka... dla mnie to smakowało jak biszkopt ;) w ogóle to same ciekawe smaki mają
Joseph (2015-02-28,11:19): Aha, masz racje, sprawdziłem. Na przykład "Rabarbarowy krem", luuudzieee...;)







 Ostatnio zalogowani
tytus :)
15:05
FEMINA
15:00
andre 84
14:39
arco75
14:27
biegacz54
13:58
AleCzas
13:34
akaen
13:20
kostekmar
13:19
tomsudako
12:59
stanlej
12:50
Hoffi
12:38
raczek1972
12:21
fit_ania
12:04
conditor
11:50
Kapitan
11:35
bolitar
11:29
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |