Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [64]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
LordMarc
Pamiętnik internetowy
Hisotria spisana nogami

Marek Grund
Urodzony: 1989-08-08
Miejsce zamieszkania: Strzebiń
9 / 32


2014-09-08

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Szczęśliwa żelazna "13" (czytano: 2687 razy)

 

Iron Run Krynica 2014
Moja szczęśliwa żelazna „13”

Nie wiem od czego zacząć więc po prostu powiem tylko „woooooow”

Miłości moja dnia codziennego jadę do Ciebie, jadę poczuć te powietrze, jadę uśmiechać się od ucha do ucha na twój widok, jadę po twoje serc e Krynico moja ! Góry moje ! Zaraz będę, już jestem !

05.09.2014 Piątek
O 7:20 wyruszyliśmy z Herb razem z Sebastianem i Arturem do Krynicy, opowiadając sobie o planach biegowych i ogólnie o życiu. Drogę umilały nam klimaty Disco, coś pięknego. Ogólnie trasa mija dość szybko. Do Krynicy docieramy trochę po 12, odbieramy pakiety. Chłopaki idą się porozglądać ale ja już powoli musze się przygotowywać, gdyż o godzinie 15 mam już pierwszy bieg „Krynicka mila” O 14 zaliczam jeszcze odprawę dla zawodników Iron Run i razem z Tomkiem robimy już lekka rozgrzewkę. I po chwili słyszymy ze spiker wywołuje już zawodników na start. Ustawimy się wszyscy razem no i 3,2,1…. Zaczęło się nie było już odwrotu… Krynicka mila śmignęła jak pstrykniecie palcem, uzyskany czas 5:41min uśmiechnąłem się tylko i przybiłem piątkę Tomkowi, spoko Tomek jeszcze tylko 7 biegów, a dokoła usłyszałem śmiech pozostałych zawodników.
O 17 mieliśmy już kolejny bieg na 15km, ja jednak nie miałem zamiaru udać się na odpoczynek przed startem, rozciągałem się i spoglądałem na swoje kolana, głowa nie dawała mi spokoju strach był ogromny. Ani się obejrzałem widziałem już Tomka który zmierzał w moja stronę, dawaj stary idziemy. Do startu na 15km zostaliśmy wypuszczani z stratą czasową do pierwszego zawodnika, były one sekundowe, wiec bardzo sprawnie to szło, usłyszałem tylko strzał a zaraz potem widziałem już tylko plecy lidera naszych zawodów, ale spokojnie miałem okazje je widzieć dłużej gdyż wystartowałem kilka sekund za nim, no ale oczywiste jest ze nie miałem zamiaru go ścigać trzymałem swoje tępo, wiedziałem co mnie jeszcze czeka. Sam sobie się dziwiłem że nie dałem się ponieść emocjom i nie przyśpieszałem choć czułem ogromna siłę. Opanowanie Marek pamiętaj o swojej strategii. 2 okrzyki przy podbiegu na Rome i już jestem na górze. Teraz tylko w dół, bardzo mocno w dół, ale nie mam zamiaru przyspieszać, regularnie stałym tempem utrzymuje to co chciałem. Raz dwa i meta czas na 15km 1.09.13h. Jest dobrze, wiedziałem ! Tomek zapytał tylko jak moje kolana, mówię że ok. Piątka przybita z Tomkiem i rozchodzimy się do hoteli bo o 22 jeszcze start na 5km.
Ulokowałem się w hotelu, rozłożyłem ciuchy i buty, sprawdziłem jeszcze raz zapasy jedzenia i napoi. Ok powinno wystarczyć. Nagle poczułem lekkie osłabienie, coś tam zjadłem ale nie pamiętam co, wypiłem jeszcze magnez i położyłem się na chwile, dla bezpieczeństwa ustawiłem budzik. Który nagle zadzwonił tyle pamiętam, chyba chwile przeleżałem na łóżku. Wskoczyłem w ciuchy i lekkim truchtem udałem się na deptak. Spotkaliśmy się w wyznaczonym namiocie dla zawodników IronRun, udało mi się złapać sędziego i zapytać ile w końcu nas wystartowało, okazuje się że tylko 49, a śmiałków było na początku 90. Cóż ten strach… Udaliśmy się na start i wypuszczani byliśmy co 5sek według aktualnego rankingu. Jak dobrze pamiętam byłem chyba na 19 pozycji a Tomek na 13. Kolejny wystrzał i lider wyruszył na trasę, a my zaraz za nim. Przede mną 2,5km w górę i potem drugie tyle mocno w dół. Wiedziałem że nie mogę szaleć na zbiegach wiec postawiłem na walkę od początku czyli wbieganie pod górę. Doskonale pomyślałem, trasa przebiegała zgodnie z planem, po chwili byłem na nawrocie, no i teraz w dół, utrzymałem tempo i swobodnie zmierzałem ku mecie ostatniego piątkowego biegu który był już trzecim w tych zawodach. Kiedy byłem już blisko deptaka, kiedy trasa robiła się w miarę prosta zamieniłem swoje tempo w sprint i ostatnie 800m pokonuje bardzo szybko. Wziuuuuuuuum meta Marek spoglądam na czas 21:33min. Super, piątka Tomek. Pożegnaliśmy się i udaliśmy się do hoteli, gdyż już za parę godzin bo o 3 nad ranem musimy wystartować w kolejnym biegu górskim na 36km. Przytruchtałem do hotelu porozciągałem się jeszcze i szybki prysznic. Przyszykowałem jedzenie na rano czy na noc jak kto woli. Położyłem się spać a gdy spojrzałem na zegarek ujrzałem 23:45. Ustawiam budzik na 2:00. Do końca drzemki pozostało Ci 2:15h. Ah … ;)
06.09.2014 Sobota
Budzik zadzwonił niemiłosiernie, a ja od razu zerwałem się na nogi wiedziałem że tylko tak się wytargam z łózka, nie było innej opcji. Szybkie śniadanie, makaron i kilka żelków, jeden baton i gra. Do kieszeni pakuje jedna wielką krówkę na drogę, Izotonika do ręki, i jeden żel do paska. Zabieram z sobą worek który będzie czekał na mnie na mecie, wrzuciłem tam kurtkę jakiegoś batona, i magnez do picia. Lekkim truchtem zmierzam na deptak i wyczekuje Tomka. W końcu zjawia się i Tomek, zdajemy worki na metę i jeszcze lekko się rozciągamy. Kiedy spojrzałem na jego oczy ujrzałem jedną tragedie, jedno było pewne, wyglądałem pewnie identycznie jak on. Mieliśmy wystartować razem z biegiem 7 dolin, ustawiliśmy się więc troszkę dalej. Jak się później okazało że był to nasz lekki błąd ale o tym później. Usłyszałem kolejny wystrzał pistoletu startowego, to już czwarty… Pobiegliśmy kawałek asfaltem ale po chwili byliśmy już na szlaku. Trzymałem się cały czas obok Tomka, ale stwierdziłem że nie będę się forsował teraz tak bardzo i odpuściłem trochę, zwolniłem tempo i Tomek był już raczej niewidoczny. Ale Walka trwała nadal, tutaj zaczynają się problemy ustawienia się na starcie w dalszej linii, ścieżki są tak wąskie że wyprzedzanie jest raczej niemożliwe. A wyprzedzać musiałem, czas gonił. Samotność długodystansowca ma też swoje pozytywne aspekty, zostawię je jednak dla siebie. Po osiągnieciu szczytu wiedziałem że zaraz będzie bardzo agresywny dłuuuuugi zbieg, tutaj mój strach sięga zenitu. Tego bałem się właśnie najbardziej, największe ryzyko dla mnie. Gdybym dał się ponieść emocjom i ruszył bym z kopyta w dół co bardzo lubię, zawody równie dobrze mogły by się dla mnie do razu zakończyć. Opanowanie w tym momencie były konieczne. Utrzymałem równy oddech i trzymałem równe tempo, nie przyśpieszałem, asekurowałem się rozłożonymi rękami, szlakami jednak spływała woda, upadek był nieunikniony. Na szczęście skończyło się tylko na ubrudzeniu beż żadnych obić. Koniec szlaku teraz tylko kawałek asfaltem pod górę do Rytra i meta ! na 2km przed meta dzwoni do mnie Tomek, Marek pośpiesz się bo zostało kilka miejsc w autobusie który nas odwiezie do Krynicy. Zacząłem się z tego śmiać ale tak przyśpieszyłem. Wbiegłem na metę, złapałem cos do jedzenia i picia, zabrałem swój worek i wskoczyłem do autobusu, który po chwili odjechał. Uśmiechnąłem się tylko do Tomka i spojrzałem na zegarek 4:23:15. Ha !!! doskonale. W autobusie wypiłem magnez i zjadłem banana, po chwili chyba zasnąłem, jechaliśmy 1,5h do Krynicy. Pogadałem chwile z Tomkiem rozeszliśmy się do Hoteli. Doczłapałem do hotelu okapałem się zjadłem i porozciągałem, dobra czas na odpoczynek przynajmniej tak pomyślałem, ale po spojrzeniu na zegarek tylko się głośno zaśmiałem i powiedziałem sam do siebie kilka niecenzuralnych słów „…” było już po 10 a o 12 mamy start w piatym biegu na 10km, usiadłem tylko na łóżku złapałem się za głowę i włączyłem telewizor. Położenie się teraz spać na nie całą godzinę mogło by mnie rozbić fizycznie. Więc nie starałem się zasnąć.
Godzina minęła bardzo szybko. Wyszedłem z hotelu parę min po 11. Przede mną największa próba, choć fizycznie czułem się jeszcze w miarę dobrze, to myśli w mojej głowie były daleko po za realnym światem. Wiedziałem że to decydujący moment. Serce biło mocno, ręce drżały a nogi nie zatrzymywały się w miejscu… Doszedłem do namiotu tam czekał już Tomek, porozciągaliśmy się i poszliśmy na start. Do startu na 10km znów puszczano nas co 5sek. Kolejny wystrzał ! pobiegliśmy... Początek trasy był dosyć mocny, może przez spora ilość kibiców. Dlaczego dałem się ponieść emocjom ? Nie wiem ale to właśnie tego się bałem. Na szczęście szybko się zorientowałem ze biegnę za szybko. Zwolniłem i robiłem swoje. Od 7km zaczęła się ulewa choć słońce świeciło mocno. Deszcz jak dla mnie był dosyć przyjemny. Musiałem uważać na końcówce bo zrobiło się dość ślisko. Ujrzałem metę, ale wcale nie przyspieszyłem, do końca pełne opanowanie. Meta ! Udało się. 5 biegów za mną. Złapałem tylko za butelkę z wodą i banana i pobiegłem do autobusu który odwoził nas do Krynicy. Spojrzałem na zegarek 48min, jedna z moich najwolniejszych dziesiątek, nie miało to jednak żadnego znaczenia. Po powrocie do Krynicy byłem z siebie zadowolony. Udaliśmy się z Tomkiem na pizze. Nareszcie jakieś normalne jedzenie, bo słodkim to mi się już ulewało… Z smakiem zjedliśmy pizze i rozeszliśmy się do hoteli. Ogarnąłem się i położyłem spać. Spania było aż 45min.
O 16 wskoczyłem w ciuchy i porozciągałem się w hotelu. Powoli schodziłem na deptak bo kolejny start o 17 20. Start w mini-maratonie na 4,2km. Porozglądałem się trochę miedzy pozostałymi uczestnikami Iron których ubywało. Te spojrzenia i zmęczenie… Nie da się tego opisać. Podkrążone oczy, prawie każdy już lekko utykał i nerwowo rozmasowywał mięśnie. Jednak odczuwaliśmy wobec siebie wszyscy te samo uczucie, jesteśmy twardzielami ! Jeszcze tylko 3 biegi ! Ustawiliśmy się na starcie. Puszczani znów byliśmy co 5sek. Dałem z siebie ile tylko się dało. 3 Kółka po deptaku i wolne na dziś! Prawie mi się udało dogonić Tomka. Spojrzałem na zegarek 14:01min Wow, cudownie. Nareszcie pomyślałem teraz mogę się położyć spać na kilka godzin! Pogadałem jeszcze chwile z Tomkiem i rozeszliśmy się do Hoteli. Po powrocie okapałem się, pojadłem przyszykowałem rzeczy na jutro, ciuchy i przede wszystkim musiałem rozplanować jakoś jedzenie. Kiedy wiedziałem że wszystko jest gotowe, sprawdziłem jeszcze raz czy aby na pewno, żeby rano zawału nie dostać. Położyłem się spać około 22. Budzik nastawiam na 4 rano. 6h snu to naprawdę dużo. Dobranoc…
07.09.2014
Budzik zadzwonił a ja zerwałem się z łózka, ubrałem się i wyszedłem na balkon sprawdzić pogodę, widoczność = 10% była taka mgła że nie widziałem dalej niż na wyciagnięcie ręki, jednak temperatura była odpowiednia aby śmiało pobiec na Jaworzynę w krótkim rękawku. Spakowałem wszystkie rzeczy które będą mi potrzebne do maratonu i poszedłem na deptak. Recepcjonistka w hotelu spojrzała tylko na mnie i zapytała kiedy my śpimy, uśmiechnąłem się do niej i poszedłem dalej. Na deptaku czekałem na Tomka. Poszliśmy do namiotu i czekaliśmy na odprawę na Jaworzynę. Przeszliśmy na podstawiony autobus który zawiózł nas pod stacje Gondoli Jaworzyny Krynickiej. Tam było chyba trochę chłodniej, siedziałem jeszcze więc w autobusie czekając aż zawoła nas sędzia. Zrobiłem krótką ale mocną rozgrzewkę i czekałem na start. Tym razem wszyscy ruszaliśmy razem, czekał na nas około 3km sprint w górę na Jaworzynę Krynicka. 3,2,1 i siódmy wystrzał wypuścił nas na kolejny bieg, po kilku sekundach byłem na sporym prowadzeniu, spojrzałem w tył i zobaczyłem że wszyscy wchodzą, nie wbiegają tylko wchodzą… te zmęczenie… odpuściłem więc trochę i zwolniłem, dałem się wyprzedzić kilku osobom i zdobyłem szczyt w 27:58min. Boże… do celu został tylko jeden bieg, tylko jeden. Ale za to królewski. Zjechałem pierwsza gondolą w dół razem z liderem naszego rankingu, pogadaliśmy i powymienialiśmy się wrażeniami. Każdy z nas miał odwagę się przyznać że zmęczenie jest wielkie… w autobusie wyczekałem reszty zawodników i pojechaliśmy z powrotem do Krynicy.
Było kilka min po 7. Zostało 1,5h do startu w maratonie. Zjadłem jeszcze, nawodniłem się odpowiednio. I w skupieniu czekałem z Tomkiem rozciągając się i wmawiając sobie ze damy rade. Czas upłynął nie miłosiernie. Wyszliśmy na start i czekaliśmy na wystrzał który po chwili nastał… Ruszył lider a my za nim co 5sek. Szybko dogoniłem Tomka i trzymałem się jego tempa, zresztą tak się dogadaliśmy. Do nas dołączyło jeszcze kilka osób z Irona utworzyliśmy mały peleton wyglądało to Epicko. Równy krok, równy oddech, od czasu do czasu rozbijany przeze mnie małym okrzykiem. Biegliśmy i wiedzieliśmy że się uda, musieliśmy tylko opanować głowę do samego końca, nie dopuścić zmęczenia, nie dopuścić ściany, nie możemy ! Razem możemy więcej ! Dobiegliśmy tak wszyscy razem praktycznie chyba do 29km kiedy to Tomek wysunął się naprzód i ciężko już było dotrzymać jego tępa, mimo jednak podjąłem ta próbę. Reszta zostawała co raz bardziej w tyle. Marek czy to co robisz jest odpowiedzialne ? Przemyślałeś to ? Odpowiadam sam sobie, tak ! Krzyków było już co raz więcej. Miłość mówię wam ślepa jest i litości też nie ma. Nieodcierały do mnie sygnały osłabienia, nie docierał do mnie ból, byłem go wstanie przekrzyczeć, wylewałem litry wody na głowę, było co raz cieplej. Kilometry mijały szybko, bo szybko biegłem. Wprawdzie Tomka nie było już widać, ale nie miałem zamiaru się tym przejmować. Przede mną jeszcze tylko kilka km w górę na Rome, potem już tylko w dół. Wbiegając na Rome zdzierałem gardło, bo nie miałem zamiaru przejść do marszu. Kiedy szczyt był mój zobaczyłem znajomych z TEAMu którzy zagrzewali mnie do walki głośnymi okrzykami, ale mój i tak był głośniejszy. Przede mną ostatnie 3km biegu całe z górki. Strach przed bólem kolan był na tyle duży że zacząłem zbiegać bokiem , wyglądało to dosyć śmiesznie. Kiedy pochylenie robiło się słabsze przyspieszyłem trochę i wiedziałem że zaraz będzie koniec, kiedy wbiegałem na deptak zostało około 800m, to trzeba było widzieć… Słyszałem brawa, słyszałem krzyki, słyszałem jak bije serce, widziałem to wszystko, czułem to wszystko, przeżyłem to wszystko, na koniec uniosłem ręce i przekroczyłem linie mety… Udało się !!
8 biegów, łącznie ponad 120km z czasem 11:25:06h, kończę na 18 miejscu i 12 w kategorii wiekowej (18-40lat)

Pobiegłem do Tomka krzycząc udało się !! zaczęliśmy skakać jak dzieciaki ciesząc się z nowej zabawki, udało się. Tak naprawdę się udało !!

PZU Festiwal Biegowy
Krynica Zdrój
Ponad 10 000 biegaczy czy ktoś potrafi sobie to wyobrazić ? Zebrać tylu sympatyków biegania w jednym miejscu w jednym czasie… to trzeba zobaczyć to trzeba poczuć, to trzeba przeżyć…
Ps. (tylu biegaczy a to mi musiał się trafić numer 13)

Dziękuje !


Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


Truskawa (2014-09-08,16:54): 13 to bardzo dobry numer! Gratuluję wyniku. A co do wrzasków, to zapewne nagłośniej darła się pewna Gabriela. ;)
mamusiajakubaijasia (2014-09-08,21:23): Ależ skąd, Iza?! Marek krzyczał zdecydowanie głośniej ode mnie:)
zenek710424 (2014-09-08,21:54): Gratulacje! też bym chciał tam wystartować:)







 Ostatnio zalogowani
andre 84
14:39
arco75
14:27
biegacz54
13:58
AleCzas
13:34
akaen
13:20
kostekmar
13:19
tomsudako
12:59
stanlej
12:50
Hoffi
12:38
raczek1972
12:21
fit_ania
12:04
conditor
11:50
Kapitan
11:35
bolitar
11:29
42.195
11:15
gabo
11:12
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |