Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [6]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
wiadp1
Pamiętnik internetowy
O bieganiu w zawodach z perspektywy amatora

Piotr Wiaderek
Urodzony: 1985-04-21
Miejsce zamieszkania: Józefosław
19 / 23


2014-08-29

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
09.08.2014: Bieg Szlak Trafi 2 (Parchatka) - relacja (czytano: 1085 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: http://pedzacezolwie.blogspot.com/2014/08/bieg-szlak-trafi-2-parchatka.html



Bieg Szlak Trafi 2 - już sama nazwa wydaje się bardzo podejrzana. Kiedy przeczytaliśmy regulamin imprezy, pomyśleliśmy, że będzie to pewnie bardzo sympatyczny bieg, z paroma lekkimi podbiegami i zbiegami w bardzo ładnej i malowniczej okolicy. No cóż, opis ten jest częściowo zgodny z prawdą. Owszem, okolica i krajobrazy były niezwykle malownicze, jednak co do poziomu trudności tej trasy lekko nas zatkało. Zacznijmy jednak od początku.

Bieg Szlak Trafi rozgrywany jest w Parchatce koło Puław, miejscu słynącym przede wszystkim z tego, że znajduje się tutaj wyciąg narciarski. W tym roku odbyła się druga edycja tego biegu. Mariola stwierdziła, że jest to idealne miejsce na weekendowy bieg i zorganizowała dla nas wyjazd do Parchatki. Pojechaliśmy bardzo liczną grupą, jednak tak naprawdę, nikt z nas nie biegł jeszcze nigdy w prawdziwym górskim biegu przełajowym, a tak organizatorzy określili właśnie bieg w Parchatce. Wszyscy podeszliśmy do startu na pełnym luzie. Do wyboru były dwa warianty trasy - 7-o i 14-o kilometrowy. Większość z nas czuła się tak pewnie, że stwierdziła, że pobiegnie na 14 kilometrów. Tylko jedna osoba wyłamała się z tego pomysłu (cienias!) .

Do Parchatki przybyliśmy dość wcześnie, bo mniej więcej na 2 godziny przed rozpoczęciem biegu, a i tak była już masa ludzi. Zaparkowaliśmy na wyznaczonym przez organizatora miejscu i szybko poszliśmy rozejrzeć się po okolicy. Trochę zaskoczyła nas wysokość i stromizna tego słynnego stoku narciarskiego. Myślałem, że w tej części Polski, można co najwyżej spotkać jakieś ośle łączki. Tutaj było jednak trochę bardziej stromo. Odbiór pakietów odbywał się dość sprawnie. Całe zaplecze biegu zorganizowano w Karczmie Parchatka, która sprawdziła się w tej roli idealnie. Wokół karczmy było wiele atrakcji dla dzieci - huśtawki, basen. Rozłożono także duże stoły z parasolami oraz leżaki.

Na uwagę zasługuje także zawartość pakietów. Każdy poza numerem startowym i chipem do pomiaru czasu otrzymał także masę gadżetów od sponsorów oraz koszulkę. To jaką koszulkę się otrzymało zależało od wysokości wpłaty. Standardowa opłata wynosiła 35 zł do 22 czerwca lub 50 zł po 22 czerwca. Jednak dodatkowo każdy mógł wesprzeć leczenie chorego Filipka, poprzez wpłatę większej kwoty. Osoby, które to uczyniły otrzymały specjalne koszulki techniczne bardzo fajnej jakości. Pozostali zaś zwykłe koszulki bawełniane. I tu kolejne pozytywne zaskoczenie. Niestety organizatorom zabrakło koszulek technicznych w rozmiarze XXL. Wszystkie osoby, które nie załapały się już na ten rozmiar, w ramach rekompensaty otrzymały koszulkę w mniejszym rozmiarze i dodatkowo fajny mały termos. Jako, że noszę rozmiar XXL także udało mi się załapać na taki termosik. Warto pochwalić organizatorów za to, że tak fajnie wybrnęli z tej sytuacji.

Przejdźmy już jednak do samej rywalizacji biegowej, bo ta była naprawdę niezwykła i niezapomniana. Bieg wystartował o godzinie 11:00. Ci, którzy startowali na 14 kilometrów ruszyli jako pierwsi. Jednak już po 200 metrach na biegaczy czekała niespodziewana przeszkoda. Na przestrzeni 10 metrów droga była całkowicie zalana. Można było powoli przepychać się krzakami lub lecieć w wodzie po kolana. Jak się łatwo domyślić jako, że był to dopiero początek biegu większość wybrała tą pierwszą opcję. Zrobiła się kolejka i wszyscy grzecznie czekali na ominięcie pierwszej przeszkody. Jednak nastroje dopisywały. Dalej wcale nie było łatwiej. Rozpoczął się pierwszy podbieg. Po pokonaniu pierwszych 50 metrów, moje uda całkowicie odmówiły posłuszeństwa. Po 300 metrach od startu musiałem już zacząć iść. Totalna załamka. Jedyne co mnie pocieszało to fakt, że nie byłem jedyną osobą, która tak "spektakularnie" zaczęła ten bieg. Z naszej grupy, jedyną osobą, która w całości przebiegła tą górkę była chyba tylko Mariola. Potem przez 2 kilometry trasa była dość płaska, jednak po tym sympatycznym odcinku nastąpił pierwszy zbieg. Generalnie, uwielbiam zbiegi, ponieważ można się na nich fajnie rozpędzić i trochę odpocząć. Jednak nie w tym biegu. Zbieg był tak stromy i śliski, że jedyne o czym myślałem, to żeby się nie zabić. To było straszne. Zbiegałem na pełnym hamulcu, a moje buty biegowe były na granicy przyczepności. To, że nie zaliczyłem żadnej wywrotki to prawdziwy cud. Podobno w tym miejscu parę zawodników z czołówki miało mniej szczęścia i efektownie się wywróciło. Minęły 3 kilometry. Potem trasa była generalnie trochę lżejsza, jednak większość podbiegów była ponad moje możliwości i pokonywałem je marszem. Mniej więcej na 6 kilometrze dogoniła nas czołówka biegu na 7 kilometrów. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy zobaczyłem, że oni też idą na podbiegach. Wtedy zrozumiałem, że na tej trasie po prostu nie da się inaczej. Po 7 kilometrze rozpoczęliśmy drugie okrążenie. Jednak dla odmiany było ono zupełnie inne niż to pierwsze, a zaczęło się od spektakularnego podbiegu, na który ledwo wszedłem (nie uwierzę, że ktokolwiek biegł w tym miejscu). Potem było już znacznie lżej. Dość płaski odcinek, po którym nastąpił sympatyczny i lekki zbieg, następnie jeszcze krótki i stosunkowo lekki podbieg, po którym nastąpił kolejny zbieg i 300 metrów biegu po płaskim do samej mety. Po drodze było jeszcze parę kałuż, ale po tej pierwszej nie były już one dla nas żadnym wyzwaniem.

Największym sukcesem jest to, że wszyscy dobiegliśmy do mety w całości. Mariola zajęła nawet 9 miejsce wśród kobiet. Reszta Pędzących Żółwi zajęła "godne" miejsca pod koniec stawki. Po przekroczeniu linii mety każdy otrzymał oryginalny drewniany okolicznościowy medal i piernika w czekoladzie w kształcie koguta (koguty są symbolem charakterystycznym dla Kazimierza Dolnego znajdującego się parenaście kilometrów od Parchatki). Poza tym wszyscy dostali jeszcze 0,5 litrową butelkę wody mineralnej. Ci szybsi mogli także załapać się na pyszne leczo. (tak przynajmniej twierdzi Mariola). Reszta z nas mogła co najwyżej pożywić się suchą bułką, ponieważ leczo już się skończyło. Dobrze, że załapaliśmy się chociaż na koguta w czekoladzie :)

Następnie przyszedł czas na najbardziej emocjonujące wydarzenie tego dnia - losowanie nagród, wśród wszystkich biegaczy, którzy ukończyli bieg. Nagród przygotowano naprawdę sporo - między innymi jakiś spływ kajakowy, gadżety od sponsorów czy bony do lokalnych restauracji. Niestety nie starczyło dla wszystkich. Wśród Pędzących Żółwi tylko Sławek załapał się na jakąś nagrodę. My musieliśmy odejść z pustymi rękami. No cóż, tak bywa.

Reasumując, Bieg Szlak Trafi to z pewnością jedna z tych imprez biegowych, które będzie się pamiętało przez całe życie. Niezwykle wymagająca trasa, malownicze krajobrazy oraz cudowne otoczenie Kazimierskiego Parku Krajobrazowego to elementy, które powodują, że bieg ten jest naprawdę wyjątkowy. Charakter tego biegu najlepiej oddają słowa Sławka, naszego biegowego weterana, który po przekroczeniu linii mety powiedział: "Na tym biegu nawet nie zdążyłem się zmęczyć, bo cały czas coś się działo". Myślę, że słowa te nie wymagają komentarza. Jeżeli nudzą was biegi uliczne i poszukujecie nowych wyzwań, Bieg Szlak Trafi w Parchatce jest idealnym rozwiązaniem. My jesteśmy nim zachwyceni.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
skuzik
19:11
keemun
19:06
Justyna
18:49
tete
18:44
Deja vu
18:36
kruszyna
18:32
pbest
17:51
jacek wąsik
17:51
Stonechip
17:41
puchaczszary
17:27
a.luc
17:07
rezerwa
17:01
42.195
16:55
biegacz54
16:29
batoni
16:19
Piotr Czesław
16:14
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |