Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [31]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
jann
Pamiętnik internetowy


Jan Nartowski
Urodzony: 1959-03-24
Miejsce zamieszkania: Warszawa
85 / 169


2014-07-05

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
MGS 2014 (czytano: 2362 razy)

 

Znów jestem w górach tym razem z Andrzejem. Przyjechaliśmy do Pasterki samochodem w piątek, żeby przebiec Maraton Gór Stołowych. W tym roku po dodaniu krótkiego odcinka trasy około 2,5 km maraton zmienił nazwę na supermaraton, a my mamy teraz do pokonania około 50 km. Zakwaterowaliśmy się w DW Szczelinka . W Sali jest nas 8 w tym kilku ultrasów. Cały czas gadają o łamaniu iluś tam godzin, o rewanżu, odwecie i takich tam. Jednym słowem bojowa atmosfera. Po rejestracji w biurze zawodów czas wolny, jest dużo znajomych więc czas płynie szybko.
W sobotę wstajemy normalnie, lekkie śniadanko , kompletujemy ubranie i sprzęt i po mału idziemy na start. Do godziny 9:00 jest dość rześko ale później robi się coraz bardziej upalnie. Ja mam w plecaku 2 l picia i kijki, dość ciężko, ale nie planuję biec z kijkami, mam je w razie czego jeśli nogi odmówią mi posłuszeństwa, O godz.10:00 następuje start. Z pod schroniska Pasterka do biegu rusza prawie 500 zawodniczek i zawodników. Początkowo biegniemy łagodnie w dół, od razu formuje się długi wąż biegaczy. Czuć już upał , będzie może ze 28 st.C może więcej, później lekki podbieg i ostry zbieg, Po kilometrze wpadamy w las i zaczynamy podejście na pierwszy szczyt w kierunku Machovsky’ego Kriża. Jest bardzo fajnie , trasa na razie dość prosta, podejścia średnio forsowne. Po mału przechodzimy na czeską stroną granicy gdzie przebiega większość trasy biegu. Na fragmentach trasy przeciskamy się przez wąskie przejścia w labiryncie skalnym, tam gdzie trasa jest bardziej płaska biegniemy w kolumnie. Co jakiś czas mijamy pojedynczych turystów . Pozdrawiamy się po czasku Dobry Den lub po prostu Ahoj. Między skałami jest jeszcze dość chłodno ale w lesie czuć już upał i duchotę, które będą narastać w miarę upływu dnia. Pierwszy punkt pomiaru czasu i bufet na 8km to Slavny. Jest woda, izotonik, herbatniki , banany, pomarańcze, arbuzy i bakalie czyli pełen wypas. Korzystam z tego umiarkowanie robię zdjęcie i biegnę dalej. Na 10 km wyprzedza mnie Andrzej a na 11na podejściu na Supi Hnizdo drugi Andrzej z naszej kwatery. Niestety zobaczę ich następnym razem dopiero na mecie. Ciągle biegniemy gęsiego, na szerszych ścieżkach leśnych można trochę pogadać z sąsiadami. Drugi bufet na 18 km, to znów Slavny, do ktorego dobiegliśmy inną drogą, już mniejszy tłok kolumna się znacznie rozciągnęła na trasie. Robimy znowu około 10 km przez Machowsky Kriż i wracamy do punktu startu w Pasterce, tym razem biegniemy w przeciwnym kierunku czyli pod górę. To już 28 km czuję duże zmęczenie , po przekroczeniu punktu kontroli czasu siadam na 5 min. w trawie i łapię oddech. Przed nami najgorsza część trasy dodana ostatnio przez organizatorów z bardzo forsownym podejściem na szczyt Szczelińca Małego (ok 850m npm). Początkowo delikatny podbieg łąką i lasem, który stopniowo przechodzi w dość trudne kamieniste zejście wzdłuż wodospadu Pośny. Póżniej strome, bardzo forsowne podejście w górę. Ten fragment trasy wykańcza mnie zupełnie. Wysoka temperatura, wilgotne i duszne powietrze liściastego lasu podnosi mi tętno, kilka razy staję po drodze, nawet siadam na moment. Zupełnie mnie docina od energii. Jakoś docieram na szczyt i zaczynam trudny dla mnie zbieg. Po drodze chłodzimy się w jakimś strumyczku przecinającym trasę. Nogi jeszcze wytrzymują ale ogólnie jestem bardzo zmęczony. Kolejny punkt kontrolny na 36 km. Chłodzę się wodą, pogryzam bakaliami i dalej w drogę z góry. Później podchodzimy pod sam Szczeliniec, już słychać metę ale ten doping nie jest dla nas. Mamy jeszcze 15 km przed sobą. Zaczynamy znów skaliste, dość niebezpieczne zejście. Później wybiegamy na łąkę i robimy duże obejście, w międzyczasie niebo nieco się zachmurzyło jest nadal gorąco ale przynajmniej słońce już nie praży. Mija mnie w małej grupie zawodników Marta, nawet nie mam ochoty na rozmowę. Zawodników na trasie już coraz mniej, pozostali maruderzy męczący się tak jak ja ostatkiem sił. Biegniemy skrajem lasu , wciąż jest w dół, ale ścieżka płaska i szeroka. Późnie zaczyna się podejście na Błędne Skały, nie jest już tak trudne jak to na Szczeliniec Mały, przynajmniej mnie nie zatyka. Z wysiłkiem docieram do ostatniego punktu kontrolnego przy Błędnych Skałach, zostało już niewiele czasu więc trzeba się zbierać, nie ma tu owoców i herbatników , więc chłodzę się wodą i szukam energii w butelce z Colą. Ruszamy dalej, pozostało około 7km , zegarek przestał już działać, nie wiem ile czasu zostało ale w tej chwili to nie istotne, mam przed sobą już tylko metę . Jest proste podejście i bieg szczytem czy też granią ale rozległą i płaską, usianą wielkimi głazami. Później zbieg do szosy również prosty, chociaż na fragmencie po dziwnych stopniach z przecinających się skośnie bali. Szosą docieramy do Karłowa i podchodzimy deptakiem w górę. Mijam zawodników, którzy wcześniej ukończyli bieg i zdążyli już zejść ze Szczelińca. Pytam ich czy jeszcze daleko do schodów. Okazuje się, że już kilkaset metrów . W końcu furtka a za nią owe magiczne schody, których jest ponad 650 chociaż wczoraj przy piwie niektórzy naliczyli ponad 700.
Wspinam się na nie mozolnie pomagając sobie poręczami. W sumie nie jest tak źle, mogę pokonywać po dwa stopnie na raz, mijam na schodach trzech wykończonych biegaczy, ja czuję teraz moc i przypływ adrenaliny. Mijani kibice dopingują mnie, jeszcze 300, jeszcze 200, jeszcze 100 stopni. Teren stopniowo robi się coraz bardziej płaski, biegnę między skałami po drewnianych kładkach, jest dość wąsko, słyszę już wrzawę mety odbitą od skał ale nic nie widzę czy już blisko czy jeszcze do przebiegnięcia zostanie kilkaset metrów. Nagle zakręt w prawo i otwarta przestrzeń, Meta na wyciągnięcie ręki. Mijam jeszcze jakąś kulejącą dziewczynę i już jest koniec. Meta tego pięknego biegu. Dostaję medal i piwo. Jednak życie jest piękne. Na zegarze 8:45:04 i miejsce 398/409. Okazuje się, że wszyscy znajomi już wcześniej przybiegli a Andrzej wywalczył nawet II miejsce w swojej kategorii. No dobrze, Last but not Least, może następnym razem lepiej powalczę.
Dłuższą chwilę odpoczywam, po czym poganiany przez obu Andrzei schodzimy zejściem, które niedawno pokonaliśmy w górę, do Pasterki.
Czuję się w sumie świetnie, zmęczenie niewielkie tylko kołowanie w żołądku przeszkadza mi w dobrej zabawie, w czasie dekoracji zwycięzców.










Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Patriszja11 (2014-07-12,11:17): Janie gratuluję hartu ducha i walki z samym sobą na trasie. Fajnie było przeżyć to jeszcze raz czytając :-) Pozdrawiam.
(2014-07-13,09:41): Gratulacje, na takiej trasie człowiek najmocniej walczy z samym sobą!
jann (2014-07-14,06:46): Pati, dzięki to strasznie trudny bieg, tym bardziej Twój wynik powala mnie na kolana, Gtatulacje dla Ciebie i Twojej Drugiej Połowy.
jann (2014-07-14,06:59): To prawda Peter, walczysz z górą , z czasem i z dystansem ale najtrudniej jest przekonać samego siebie że warto. To jak Cień Wielkiej Góry.
jann (2014-07-14,07:02): Ida , szkoda że nie byłaś w Cisnej, tym razem nie było tak wesoło.
snipster (2014-07-14,12:00): Gratulacje! :) dałeś czadu :)







 Ostatnio zalogowani
Marek2112
13:28
nikram11
13:11
kubawsw
13:01
Leno
13:00
kostekmar
12:56
VaderSWDN
12:27
Łukasz S
12:23
runner
12:17
Januszz
12:07
benek
11:56
Admirał
11:48
Paw
11:45
szan72
11:39
mariuszkurlej1968@gmail.c
11:37
BeRuS
11:36
GriszaW70
11:31
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |