Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [50]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Varia
Pamiętnik internetowy
Wariacje biegowe starszej pani

Joanna Grygiel
Urodzony: ------
Miejsce zamieszkania: ŻARKI LETNISKO
22 / 66


2014-06-29

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Mój drugi półmaraton, czyli spacerkiem dookoła zalewu porajskiego (czytano: 3303 razy)

 

No cóż, zauważyłam, że moje bardziej krytyczne posty mają znacznie większą "czytalność" niż te laurkowe. Nie dlatego jednak dzisiaj laurki nie będzie. Staram się jak mogę być obiektywna i opisywać tylko to, co widziałam na własne oczy.

Na półmaraton porajski nastawiałam się odkąd tylko usłyszałam o projekcie jego zorganizowania. To przecież moja gmina, moje - piękne zresztą - tereny biegowe. Dziesiątki razy objechałam zbiornik porajski na rowerze, a kilkakrotnie obiegłam. Znam tu każdy mostek, każdą leśną ścieżkę, każdy kamień nieledwie. No to jak tu nie biec? Nawet plany wakacyjne tak ustawiliśmy, by wyjechać dopiero po półmaratonie.

Inna sprawa, że czułam się do tego wyzwania zupełnie nieprzygotowana. Miałam trenować dłuższe wybiegania - nie trenowałam. Za dużo startowałam w zawodach, za dużo było innych spraw, na dodatek tydzień temu przyplątała się jakąś gorączka, być może na skutek odwodnienia po nierozsądnym korzystaniu z roweru. Prognoza pogody była przerażająca: upał plus burze. Dwa dni temu przejechaliśmy z Jarkiem prawdopodobną trasę na rowerze i uznaliśmy, że łatwo nie będzie: piach, kałuże, korzenie. Poza tym zastanawialiśmy się długo, jak organizatorzy zdołają zabezpieczyć trasę tak, aby nikt się nie zgubił. Trochę to mogło przypominać bieg na orientację i tu wydawaliśmy się mieć pewną przewagę ... Ale cóż, jak cross to cross, za to widoki i bryza znad zalewu powinny rekompensować trudności.

Ze stresu prawie nie mogłam spać. Wizualizowałam sobie kilometr po kilometrze, żeby oswoić strach przed wyzwaniem, które w tym momencie najwyraźniej mnie przerastało. Wstałam wcześnie i zabrałam się za gotowanie owsianki, żeby jakoś zneutralizować lęki. Jak można się spodziewać, na zawody wybierała się liczna ekipa Leśnych Ludków. My z Andrzejem i Włodkiem pojechaliśmy z Kasią wygraną przez nią w Ogrodzieńcu na weekend Kią. Piotrek jechał jako wsparcie techniczne. Na miejscu spotkaliśmy Renię z Jarkiem, przy czym startował tylko Jarek, oraz Mariolę z Markiem, którzy tym razem też pełnili tylko rolę "supportu". I całe szczęście, bo nie wiem, co by było bez Marka! Może jednak po kolei...

Odbieranie numerów i pakietów startowych przebiegało niezwykle sprawnie. Organizator zadbał o dostateczną liczbę toalet, był też depozyt, parkingi i podobno prysznice. Piszę podobno, bo nie korzystałam. Ktoś tam narzekał na "ekologiczny" pakiet startowy, ale ja uważam, że jak na niską opłatę startową nie było źle. Przede wszystkim podobała mi się okolicznościowa koszulka techniczna.

Upał wzmagał się z każdą chwilą. Po nocnych deszczach wszystko parowało i czułam, że powietrze można kroić nożem. Dla mnie to nie jest pogoda do biegania, zwłaszcza, że duża część trasy prowadziła w pełnym słońcu. Postanowiłam za wiele nie myśleć i biec spokojnie, bez żadnych szaleństw póki tylko biec zdołam, a potem się zobaczy.

Ruszyliśmy o czasie bez zbędnych przemów i ceregieli. Najpierw przez tamę, potem mało uczęszczaną drogą wzdłuż wałów. Tu się trochę zdziwiłam: po wałach byłoby bardziej widokowo, choć może mniej wygodnie. Wiał silny przeciwny wiatr. Z jednej strony trochę chłodził, z drugiej jednak wtłaczał gorące powietrze z powrotem do płuc i mocno hamował. Na trzecim kilometrze czekał Piotrek z wodą. Jaka ulga! Kilka łyków do zaschniętego gardła, reszta na głowę.

Wiem, że to był pierwszy półmaraton porajski, ale tu chyba wyobraźnia całkiem organizatorów zawiodła. Tylko trzy punkty z wodą - w których zresztą szybko wody zabrakło, na dodatek z dwoma mało sprawnymi strażakami na każdym - w taką pogodę, a przecież trudno oczekiwać mrozów na koniec czerwca, to okrucieństwo wobec zawodników! Gdy ja doczłapałam do punktu "z wodą" na 6 kilometrze był już tylko izotonik. Kasia, która była tam trochę wcześniej, wylała sobie izotonik na głowę, myśląc, że to woda. Jarek, biegnący tuż za nią, obsługiwał się sam, pijąc zdesperowany z dużej butli, bo kubeczków aktualnie zabrakło. A to był dopiero początek...

Pokonaliśmy nowy mostek na Ordonce, wbiegliśmy na wał w Masłońskim i po chwili dotarliśmy do leśnej szutrowej drogi rowerowej w kierunku Żarek. Wiatr osłabł, a wraz z nim niestety chłodzenie. Dobiegliśmy do żareckiego lasu i tu zdziwienie - zamiast kontynuować urokliwą drogą rowerową wzdłuż Warty, zostaliśmy skierowani w piaszczystą leśną drogę. Przedzieranie się przez piachy w tych warunkach pogodowych, na dodatek oddalając się od zalewu, zupełnie mi się nie podobało. Jeszcze bardziej zdumiałam się, gdy okazało się, że kierujemy się na drogę wojewódzką Myszków - Poraj. Przecież organizator nie ma zgody na jej zamknięcie? I po co tam, gdy jest tyle sensowniejszych wariantów? No trudno, przecież nie pobiegnę na skróty?

Już z daleka zobaczyłam na drodze stojące samochody i zgrupowany tłumek ludzi. Dobiegłam i zobaczyłam leżącego na jezdni pokrwawionego, nieprzytomnego biegacza. Jakiś strażak (policjant?) zatrzymywał samochody, biegacze przemykali na ścieżkę rowerową po drugiej stronie ulicy, z daleka słychać było erkę. Wyglądało to makabrycznie... Pomyślałam, że może biegacz zasłabł i rozbił sobie głowę, pechowo na jezdni. Prawda okazała się jeszcze gorsza. Biegacz został potrącony przez samochód! Zapewne wybiegł spokojnie z lasu nie spodziewając się, że ma przebiec przez ruchliwą, niezabezpieczoną drogę. Jak to możliwe? Organizatorzy twierdzą, że trasa nie biegła tamtędy, że (wszyscy?) biegacze zabłądzili i znaleźli się tam nieprawidłowo! Ktoś chyba jest za to odpowiedzialny?!

Teraz trzeba było się przedostać z powrotem na drugą stronę drogi. Samochody jeździły, trąbiły, każdy przebiegał jak umiał. Jakoś dałam radę i, coraz bardziej zmęczona i spragniona, dotarłam do mostku na Warcie. Za nim jest ostry podbieg do Nadwarcia, gdzie po raz pierwszy odpuściłam i kawałek szłam. Tu dogonił mnie Marek na rowerze, dostarczając błogosławionej wody. Na chwilę ożyłam i pobiegłam dalej. Na górce stwierdziłam, że znak wskazuje 10 km. Jak to? Wg mojego gpsa było juz 11? Czyżby aż o tyle się mylił? Teraz wiem, że nie - te różnice wynikały z "pobłądzenia". Biegłam dalej, teraz trochę z górki, do odlewni w Oczku i dalej w kierunku Kuźnicy. Po drodze był "wodny" punkt - znów bez wody. Machnęłam ręką, zwłaszcza, że wkrótce znów zjawiło się wybawienie w postaci Marka.

Na zakręcie w Kuźnicy wbiegliśmy znów do lasu piaszczystą drogą. Jakaś dziewczyna biegnąca obok mnie zaczęła się zataczać, podjechał do niej Marek, położył na poboczu i pobiegł do strażaków, by dzwonili po karetkę. To była już druga kobieta, która zasłabła przy mnie na tym biegu. Ratowników medycznych nigdzie nie było widać. Poruszałam się jak mucha w smole - akurat było pod górkę, po piachu i zero cienia. Poczułam, że mnie też się robi ciemno przed oczami. O nie, pomyślałam, nie dam się zabić! Nie teraz! Przecież właśnie zaczynam wakacje! Zaczęłam spokojnie iść.

I tak było już do końca. Czasami trochę biegłam, ale nie za długo, bo słabłam momentalnie. Szłam raz szybciej, raz wolniej, od czasu do czasu ktoś mnie mijał - też idąc i podbiegając. Zaczęłam żałować, że nie mam kijków :) Od czasu do czasu podjeżdżał do mnie Marek i ratował życie wodą (na ostatnim punkcie wodnym też nie mieli dla mnie wody). Od 18 km zaczęłam zachłannie patrzeć na jego rower... Pomyślałam jednak, że teraz mam już tylko taki dystans, jaki robię pieszo do pracy, więc dam radę! Na ostatniej prostej wybiegła mi naprzeciwko Renia i razem dobiegłyśmy do mety. Tuż przed nią wyprzedziła mnie jakaś pani, jak się okazało wygrywając ze mną w kategorii o 4 sekundy :) I to pomimo wspaniałego, niewiarygodnego dopingu, który zgotowali mi przyjaciele tuż przed metą!

To nieważne, ważne, ze żywa i w miarę zdrowa dotarłam do celu. Czas, niewiele lepszy niż w półmaratonach NW, nic mnie nie interesował. Dotarłam! I... nic. Nikt nie wręczył mi medalu, nie dostałam wody... nic. Zapytałam, gdzie obiecany medal??? Zabrakło! Ja wiem, ze ostatnich gryzą psy, ale w sumie było mniej chętnych niż proponowany przez organizatorów limit. Dlaczego zatem zabrakło medalu - nie tylko mnie, Kasi i Jarkowi też? Trudno, doślą podobno. Renia znalazła gdzieś wodę dla mnie i banana. Oj, tego mi było trzeba! Tylko dlaczego tych bananów, które teraz się jakoś cudownie objawiły, organizatorzy nie dali na wodnych punktach? Być może uratowałoby to kogoś od zasłabnięcia.

Kasia i Jarek poczuli się na mecie bardzo źle. Wszyscy zrezygnowaliśmy z grochówki, a jak tylko Kasia poczuła się na tyle dobrze, by pokonać samochodem (niewielką na szczęście) drogę do domu, pojechali zostawiając mnie z Mariolą, bym odebrała moją nagrodę za trzecie miejsce w kategorii.

Zatem plan wykonałam, kulawo i żałośnie, ale dotarłam do mety i nawet zgarnęłam jakieś łupy. Po co więc tak marudzę i krytykuję? To lokalny patriotyzm! Chciałabym być dumna ze swojej gminy i wszędzie się chwalić, jakie to wspaniałe zawody organizują, a niestety nie do końca czuję się do tego uprawniona. A przecież mamy taki potencjał, takie piękne tereny, tylu zapaleńców, tylu sympatyków! Wierzę, że wszystko można poprawić, byle tylko ludzie się nie zniechęcili i nie odwrócili od imprez organizowanych w naszych okolicach.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Joanna Kurek (2014-06-30,09:39): Z opisu wynika, że nawet biegłyśmy wczoraj w podobnym czasie. Wielkie podziękowania i pozdrowienia dla rowerzysty, Marka, który mnie także uratował wodą. I podziękowania dla wszystkich bezimiennych osób, które częstowały biegaczy wodą. Pani stojąca w lesie na ostatnich kilometrach polewała zimną, lekko zmineralizowaną wodę. Poezja smaku! Piękne widoki na trasie, kameralny bieg...
mamusiajakubaijasia (2014-06-30,11:01): W trakcie lektury włosy stają na głowie!
Varia (2014-06-30,11:09): Przekażę Markowi podziękowania, jeszcze raz potwierdza się zasada, że dobrze mieć przyjaciół :)
karroolloo (2014-06-30,18:17): Wszystko się zgadza ja miałem to szczęście że upał do 16 (17) km mnie nie pokonał piłem tylko raz. Tereny piękne ale trasa miała chyba ponad 22km, a od skrzyżowania do mety to na 100% nie było 97,5m. Pozdrawiam wszystkich leśnych ludków
Varia (2014-06-30,18:38): Wygląda na to, że różni zawodnicy przebiegli różną liczbę kilometrów (w zależności od stopnia pobłądzenia :)) Mnie też wyszło ok 22 km. Leśne Ludki również pozdrawiają!
Piotr Fitek (2014-06-30,21:57): Fajna relacja,także biegłem w tym biegu. Co do krytyki to, jeśli były powody ku takiej to trzeba o tym napisać. A tutaj, niestety, powody były. Również dziękuję Panu na rowerze, także dostałem napój od niego. A tereny do biegania ma Pani super :)
Varia (2014-06-30,22:21): Dziękuję i zapraszam do biegania w naszych okolicach. Bywają też bardziej udane imprezy :)
rafa (2014-07-01,11:32): Do Poraja pojechaliśmy całą rodziną. Moja żona startowała w biegu głównym a córka w zmaganiach przedszkolaków. Zapowiadał się fajny bieg, miejscowy urząd zaangażował się w organizację, był nawet burmistrz, który wręczał medale. Niestety, zabrakło doświadczenia i wyobraźni. Dziwi mnie to, bo przecież można było poprosić o pomoc w organizacji kolegów z Zabieganych Częstochowa, Leśnych Ludków, Podkowy Janów czy inną doświadczoną ekipę. Ze zdziwieniem obserwowałem też poczynania panów pseudoporządkowych, przeganiali oni cały czas ludzi spacerujących na długiej prostej, prowadzącej do ośrodka. Wystarczyło postarać się o barierki lub przynajmniej sprytnych wolontariuszy z gwizdkami, torujących drogę biegaczom. Punkty odświeżania i ich obsługa to kpina, kranówa w 5-litrowych butelkach lub jej brak. Izotonik marki noname, rozrabiany. Organizator wydał mnóstwo pieniędzy na niepotrzebne koszulki a nie wystarczyło na porządne zabezpieczenie trasy i punkty odżywcze. Dziwi mnie też kierunek biegu, dużo łatwiej byłoby dla Organizatora, gdyby skierował bieg w odwrotnym kierunku, w takim przypadku droga na Koziegłowy byłaby blokowana tylko podczas startu, przez 15 minut a nie 2 godziny i likwidację w ten sposób bardzo niebezpiecznego miejsca w Jastrzębiu na skrzyżowaniu. Miejmy nadzieję, że kolejne edycje będą profesjonalnie przygotowane i zabezpieczone. Jednak za naukę Organizator płaci w tym przypadku bardzo słono.
Piotr Fitek (2014-07-02,12:20): Mam ok. 1,5 h jazdy autem, zatem na fajne i dłuższe biegi chętnie przyjadę :)
Piotr Fitek (2014-07-02,12:23): Rafa - bardzo dobry komentarz. Podpisuję się pod nim. pozdrawiam
domcab (2014-08-14,10:31): Ojej, brzmi to wszystko strasznie! Przede mną pierwszy półmaraton w Zawoi i chyba zaczynam się bać ;) Co do punktu z wodą to szczerze dziwię się że jej zawsze brakuje i organizatorzy planując bieg w samo południe lub godzinach popołudniowych, nie domyślą się aby zrobić więcej punktów. Na 21km 3 punkty to wg mnie za mało. Mimo wszystko gratuluję dotarcia do biegu w jednym kawałku i nagrody :)
Varia (2014-08-14,11:44): Dziękuję, choć nie jestem z siebie dumna. A z własnej gminy to już wcale :( Powodzenia w Zawoi!







 Ostatnio zalogowani
SantiaGO85
23:41
lordedward
23:25
kos 88
23:00
rokon
22:41
ryba
22:19
Andrzej_777
22:04
Artur z Błonia
21:53
perdek
21:43
knapu1521
21:21
Leonidas1974
20:59
Lektor443
20:52
42.195
20:52
maciekc72
20:46
marczy
20:42
Wojtek23
20:38
entony52
20:35
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |