Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [6]  PRZYJAC. [21]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Misio
Pamiętnik internetowy
Widziane z Hamburga

Grzegorz Ulanowski
Urodzony: 1975-04-04
Miejsce zamieszkania: Warszawa
650 / 707


2014-03-03

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Wiązowna 2014, czyli jak nie należy biegać półmaratonów (czytano: 1889 razy)



Do Wiązownej jechałem z mieszanymi uczuciami. Z nadzieją na dobry wynik, być może nawet na życiówkę. I z obawami, czy dam radę dobrze pobiec po lidzbarskich treningach.
A obawy były uzasadnione. W poprzednim wpisie wspomniałem, że w lutym najpewniej nie przekroczę 100 km. Ale w poprzednią sobotę, dzień przed wyjazdem na ferie, poszedłem pobiegać koło domu i w miarę spokojnie przebiegłem 17,5 km. W niedzielę nie biegałem, wieczorem poszedłem na basen. W poniedziałek udałem się na biegowe zwiedzanie Lidzbarka, pobiegałem to tu, to tam, cały czas albo w dół, albo w górę. Znalazłem fajny podbieg, zrobiłem 6 podbiegów, nogi nieźle bolały. 1:02 biegu, trochę ponad 10 km. To był poniedziałek, do niedzieli dużo czasu na regenerację.
We wtorek był basen, a wieczorem poszedłem na bieżnię w siłowni. W sumie tylko 5,5 km w 33:32, ale w tym były czterystumetrówki w tempie 5:00 - chyba 7 albo 8, nie chciałem się zarzynać. W ten sposób przekroczyłem 100 km w miesiącu. W środę nie biegałem, poszedłem w czwartek po południu, na godzinkę, znowu zrobiłem dyszkę, w tym 6 podbiegów. Ze świadomością ryzyka, że nie wypocznę do niedzieli.
Na starcie półmaratonu ustawiłem się na początku strefy 1:45. Wiedziałem że to za szybko, tym bardziej że pełnej świeżości nie odzyskałem. Ale wolałem stanąć bliżej początku, niż się później przepychać i gonić.
Pierwszy kilometr zrobiłem w przyzwoitym tempie - 5:20, bo było ciasno. Później się rozluźniło, a ja przyspieszyłem. Zdawałem sobie sprawę z tego, że ryzykuję, ale chciałem zobaczyć na co mnie stać. Drugi kilometr 5:06, trzeci 5:00, czwarty chyba znów 5:06. Na piątym zacząłem słabnąć, pierwsza piątka w 26:02. Od szóstego km zacząłem cierpieć, już wiedziałem że to było za szybko. Ale trudno, ryzykowałem. Drugie 5 km w 27 minut, na nawrocie czas 55:40, ponad 4 minuty lepiej niż rok temu. Tyle że nogi już bardzo bolały. Przpomniał mi się mój pierwszy start w Wiązownej w 2008 roku, kiedy na półmetku miałem czas zbliżony do 50 minut, a później zdechłem i nie zmieściłem się w 2h. Tym razem tak źle nie było, ale cierpiałem przez całą drugą połówkę. Fizycznie i psychicznie. Fizycznie - wiadomo. Nogi bolały coraz bardziej, nawet na wyraźnych zbiegach nie dawałem rady przyspieszyć. A psychicznie - bo ciągle mnie ktoś wyprzedzał. W zeszłym roku po nawrocie to ja wyprzedzałem. Może bez rewelacji, bo miedzy półówką a metą raptem 7 osób netto, ale w końcówce pamiętam, że widziałem kogoś daleko przed sobą, a po chwili go mijałem.
Tym razem było gorzej - między połówką a metą spadłem o 23 pozycje (a wcześniej, między 5 km a połówką, o 14). Ale najprzykrzejsze było co innego: biegnę w ciszy, nagle słyszę że z tyłu ktoś się zbliża. Myślę: podłączę się do niego. Ale nic z tego, ktoś mnie mija, ja nie mogę przyspieszyć, ktoś się oddala, znowu cisza i po chwili znowu słychać że ktoś się zbliża.
Od 17 - 18 km udało się trochę przyspieszyć, pojawiła się szansa na zmieszczenie się w 1:55, co było moim planem minimum. Ale jak wybiegłem na ostatnią prostą, miałem tak dość, że chciałem przejść do marszu. Ostatnim wysiłkiem woli udało mi się nie przestać biec, a na ostatnich metrach nawet przyspieszyć. Na mecie stoper pokazał 1:55:16, 16 sekund poniżej planu minimum. Cóż, cena za podjęte ryzyko.
Na 15 półmaratonów był to piąty wynik, więc nie jest źle. A biorąc pod uwagę zmęczenie, z jakim przystąpiłem do biegu, to bardzo dobry wynik.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Napoleone (2014-03-06,05:57): Brawo za ambicję. Rok temu debiutowałem w połówce warszawskiej i przed startem popełniałem te same błędy. Lepiej odpocząć trochę 2-3 dni i na świeżość pobiec niż podkręcać aktywność.Taka jest moja recepta. W tym roku w Wiązownej do półmetka lekko i spokojnie a potem tylko gaz i poprawiłem drugą połówkę dystansu o ponad 6 minut Mijanie zawodników non stop to niesamowite uczucie komfortu psychicznego. Skutków biegu nie odczuwam ŁUKas http://biegamwstudziance.blogspot.com
Misio (2014-03-06,09:37): Ja to zrobiłem z pełną świadomością - mając górkę pod nosem, żal mi było nie zrobić podbiegów.







 Ostatnio zalogowani
damiano88
23:10
Slash
23:09
kos 88
22:52
kubawsw
21:59
lordedward
21:52
Ziuju
21:51
pawlo
21:43
Stonechip
21:42
prgutek
21:06
entony52
20:53
Pathfinder
20:28
chris_cros
20:27
eldorox
20:23
Zedwa
20:18
Admin
20:07
Kamus
20:04
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |