Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [6]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
insetto
Pamiętnik internetowy
Biegiem po zdrowie ;)

Marek
Urodzony: 1987-07-04
Miejsce zamieszkania: Świebodzin
4 / 48


2014-01-30

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Na mrozie też można! (czytano: 1583 razy)

 

Tydzień temu przyszły mrozy. Spore. W Świebodzinie do -15. Sympatycznie, rześko... Ale co z bieganiem?
Na weekend zaplanowane były dwa biegi, dziesiątka w piątek/sobotę i 13-14km w niedzielę. Gdy się tak oziębiło, zacząłem się zastanawiać, czy w takiej temperaturze można tyle biegać; rozważałem skrócenie obu biegów do luźnych 6km. Byłby żal, ale jeśli dla zdrowia trzeba...
W życiu tylko raz biegałem przy ok. -10, rok temu, w styczniu. Marszobieg, próbowałem przypomnieć sobie wtedy, jak się biega, po straconym roku 2012. 30 minut, w odcinkach 150 sekund biegu + 150 sekund marszu, więc bez szaleństw, oddech w normie był. Myślałem, że teraz trzeba by zrobić coś podobnie obciążającego, tyle że ciągłym biegiem. Zresztą, dzienniczek mówi, że w 2010 w styczniu nie biegałem, bo "mrozy + zaliczenia", to samo w 2011. Tjjaaaa...
Ale zajrzałem na Internet, poszukałem rad na biegi zimowe i ewentualnych ograniczeń pogodowych. Informacja najważniejsza: ograniczeń nie ma! Wystarczy się dobrze ubrać, i nie szarpać z tempem jakoś strasznie ambitnie, wtedy żadna temperatura nie będzie straszna. No i uważać na lodzie.
OK, postanowiwszy wykorzystać te rady zebrałem się w sobotę wieczorem na bieg. Było -12, po 21:00. Dwie pary spodni na dole, na górze podkoszulka i dwie koszulki techniczne plus bluza, do tego standardowo czapka, szal i rękawice. Rozgrzewka w większości w domu. W założeniu 10km.
I faktycznie, poszło dobrze. Tempo spokojne, dopasowane też do warunków nawierzchniowych (ślisko). Praktycznie nie czułem zimna, mimo mrozu. Bardziej marzłem w Poznaniu czekając na autobus... Jednego nie dopatrzyłem – ochrony łokci. Była na nich tylko jedna warstwa – rękawy bluzy. Od 6. kilometra zacząłem czuć, że coś z nimi nie tak, że marzną. Trochę je rozruszałem i biegłem dalej, jednak do końca nie pozbyłem się uczucia chłodu. W domu, rozebrawszy się, przekonałem się, że faktycznie łokcie zmarzły – były wręcz lodowate. Szybko ciepła herbata i kąpiel, na szczęście obyło się bez odmrożeń itp. Nauczka na kolejny bieg.
Niedziela, w planie 13-14km, choć świtała mi myśl o zrobieniu 15550 metrów. Ubiór ten sam, mimo nieco cieplejszej pogody (tylko -10) i wcześniejszej pory (20:30), na łokcie trafiły dwa dodatkowe szaliki (trzeba by w końcu kupić jakąś długoręką koszulkę). I w drogę!
Było lepiej, bo nie czułem chłodu nigdzie, nawet w łokciach. Lepiej założyłem szal na szyi i w razie biegu pod wiatr (a zawiewało mocno niekiedy) mogłem go nasuwać pod nos. I, o dziwo, biegłem szybciej niż wczoraj. Gdzieś w drodze minąłem innego biegacza - pozdrowienia. Bardziej ślisko niż wczoraj, więc zakręty jeszcze ostrożniejsze. Ale było OK; po finiszu i schłodzeniu czułem się normalnie – ni kaszlu, ni kataru, ni zimnych dłoni... Po kąpieli sprawdzenie dystansu – 15600m. Cóż, blisko, jednak moje mierzenie na oko nie jest jeszcze super dokładne. Ale dzięki temu tempo szybsze od założonego, i o sekundę na kilometr lepsze od wczorajszego, mimo o połowę dłuższego dystansu. Daleko jeszcze do tempa z września czy października, ale cóż, dopiero zima, biegam tylko dwa razy w tygodniu, tylko w weekendy, bez szybkich akcentów itp. Będzie lepiej.
Pozytywne jest to, że mimo mrozu nie dałem się lenistwu ani strachowi przed zimnem i poszedłem biegać. Kolejna bariera złamana. Powoli wydłużam jednostki treningowe, w lutym będzie też więcej biegów w tygodniu, dodam przynajmniej przebieżki. W zeszłym roku na koniec stycznia byłem w lesie, z przebiegiem miesięcznym ok. 14km marszobiegiem. Teraz jest dużo lepiej, więc nadzieja na lepsze przygotowanie się na start docelowy jest. Oby się udało, oby zdrowie pozwoliło. I oby czasu starczyło, na wszystko...
A w sobotę start w Zielonej Górze, bieg na orientację 25km. Już dziś mnie nosi, mimo iż siedzę ciągle w książkach/notatkach/komputerze i robię maraton zaliczeniowo-egzaminacyjno-projektowo-tłumaczeniowy. Nie mogę się doczekać tych zawodów. Cele mam ambitne, ale głównie tej HARPAGAN-owej atmosfery mi brak. Musi być fajnie. I oby było! :)

Zdjęcie: dawno temu, podobnej zimy jak ten ostatni mroźny epizod, podczas leśnego spaceru z aparatem.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
a.luc
17:07
rezerwa
17:01
42.195
16:55
biegacz54
16:29
batoni
16:19
Piotr Czesław
16:14
Darmon
16:03
conditor
15:53
czewis3
15:39
kubawsw
15:31
bladejm
15:31
Jerzy Janow
15:18
chris_cros
15:06
miras
15:05
nikram11
14:53
robertst1
14:48
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |