Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [18]  PRZYJAC. [278]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Truskawa
Pamiętnik internetowy
Biegam, więc żyję.

Izabela Weisman
Urodzony: 1972-02-
Miejsce zamieszkania: Żory
400 / 483


2013-07-01

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Bieg na Żar, 29.06.2013 (czytano: 2513 razy)

 

Bieg na Żar to trochę pomysł pana Krzyśka. Naprawia mi to kolano i wszystko idzie w dobrym kierunku, ale jednak wciąż coś tam się dzieje nie tak jak powinno. Stwierdził więc, że górski bieg to świetny pomysł, bo albo kolano mi się rozleci i w końcu da się stwierdzić co jest nie tak, albo po prostu dostaniemy wyraźną odpowiedź, że praca idzie w słusznym kierunku. Ostatnio pan Krzysiek doszedł do wniosku, że to raczej jednak wina braku stabilizacji w stawie skokowym. Ostatnia wizyta w gabinecie trwała chyba dwie i pół godziny i wyszłam stamtąd niemal na czworakach. Nie da się ukryć, że się zmęczyłam. Na początku w ogóle nie miałam pojęcia, które mięśnie napinać i pan Krzysiek palcem pokazywał mi, które partie powinny być spięte. A noga i tak latała! Ale idzie dobrze. W domu też ćwiczę i byłam bardzo ciekawa jak moje kolano zniesie takie obciążenie.

Do Międzybrodzia jechałam sama bo dzieciaki jako, że zaczęły wakacje wybrały sen, a Marcin był zajęty. Trudno. Daleko nie mam na Żar więc i nie trzeba było się zbyt wcześnie zrywać z łóżka. Lubię takie wyjazdy. Wszystko odbywa się spokojnie i cicho. Tylko Duśka żegnała mnie smętnym wzrokiem pod bramą. Do Bielska jechało mi się tak sobie ale kiedy już zaczęły się góry zrobiło się nagle bardzo przyjemnie, zwłaszcza, że drogę miałam całkowicie pustą.

Kiedy dojechałam do parkingu przy Beskidzkiej zaczęło do mnie docierać co ja robię tu i trochę strach mnie jednak wziął. Stanęłam jednak grzecznie w kolejce po numer startowy i po chwili pojawił się Damek, a potem Tytus. Gadaliśmy sobie lekko i przyjemnie, Tytus znowu dostał od Damka upomnienie, że powinien siedzieć w domu bo on to tylko deszcz w góry przynosi, ale tym razem nawet Tytus nie był w stanie zepsuć aury. Pogoda była dobra na górskie bieganie.

Zaczęłam się robić głodna. No tak już mam, że im bliżej startu, tym bardziej pusto w żołądku i nie mogę myśleć o niczym innym jak tylko o jedzeniu. Poszłam do sklepu po snickersa i wodę. Napchałam tym brzuch i zadowolona zaczęłam rozgrzewkę. Trucht w dół poszedł jak z płatka, natamiost powrót był nieco kłopotliwy i wyraźnie wskazywał na znaczne braki w kondycji. Ale to nic. Ja tu nie przyjechałam walczyć z czasem tylko z konkretnym zadaniem. Miałam tam wbiec/wejść w limicie i zmęczyć porządnie kolano.

Na starcie podeszłam jeszcze pogadać z Mirkiem i Tytusem i tak się zagadaliśmy, ze peleton zaczął nam odjeżdżać. Aha! To już start. Włączyłam endo, żeby mieć pełną dokumentację tego odpału i pamiętając o tym, że to góry ruszyłam bardzo wolno. Jakoś nawet to szło więc postanowiłam, że nie odpuszczam i postaram się jednak coś z tym czasem zrobić. Miałam nadzieję, że dobiegnę do mety zanim skończy się godzina.

Asfalt się skończył i skończyły się też przyjemności. Musiałam przejść do marszu. Byłam tak skupiona na tym gdzie stawiam nogi, na oddechu i na tym, żeby trzymać jakieś przyzwoite tempo, że bardzo się zdziwiłam, kiedy zobaczyłam tabliczkę „półmetek”. O kurczę! To już??
Wyprzedziłam parę osób i zatrzymałam się… no ujmę to tak, że zatrzymałam się na czterech literach Asi (żeby już nie drażnić Damka tą dupą, zresztą i tak by to nie pasowało do tego co miałam przed oczami). No bo tak, na płaskim to raczej nie ma szans, żeby czyjeś CZTERY LITERY mieć niemal na wysokości oczu. Za to w górach jak najbardziej.

Asia, fajna babeczka równo wdrapywała się do góry i dopingowałyśmy się nawzajem. Raz ona mnie, raz ja ją i jakoś nam to ładnie szło. Na wypłaszczeniu zostawiłam jednak Asię z tyłu bo poczułam nagły przypływ sił i dogoniłam dwie inne koleżanki. Niestety zaraz zaczął się zbieg, w dodatku jacyś panowie koniecznie kazali nam uważać, bo ślisko, więc ja już od razu włączyłam mojego anioła stróża i dreptałam grzecznie jak dziecko. Asia mnie dogoniła i wyprzedziła. Nic to – pomyślałam – zasłużyła dziewczynka na to. Kiedy osiągnęłyśmy dolinkę znowu zrobiło się pod górkę i znowu wyprzedziłam Asię. Niestety dostałam już nieźle w kość za takie szarpane tempo i osłabłam na tyle, że na mecie pan ratownik pytał czy na pewno wszystko ok. Kiwnęłam głową, że tak, bo chwila oddechu. Póki co jednak to wdrapuję się właśnie na metę i pokonuję ostatnie, najbardziej strome metry na calej trasie. Niestety nie miałam już siły na bieg. Szłam jakimś końskim krokiem, z rękami na kolanach, z watą w udach i modliłam się tylko żeby nie zaryć paszczą w te kamienie na ścieżce, bo byłam już tak otępiała, że nie zdążyłabym się zasłonić rękami. Szczęśliwie dotarłam na szczyt, przy fantastycznym dopingu Irenki i kibiców. Wlzałam na Żar! Mój czas to 1.00.28” Nie udało się pokonać góry poniżej godziny ale to nic. Za rok, jak już dojdę do siebie będę miała z czego urywać minuty. Jestem bardzo zadowolona. I z czasu, i z tego w jakim stylu tam weszłam i z tego, że moje kolano nigdy jeszcze tak dobrze nie spisało się w górach. Pan Krzysiek jest wielki!

A po biegu? Musiałam szybko gnać na dół, bo w domu czekał na skoszenie trawnik, a potem Marta po mnie przyszła, poszłyśmy do Moni i pojechałyśmy do Oświęcimia. Na STINGA! Było fantastycznie, ale pod koniec koncertu, gdzieś po północy poczułam się tak zmęczona, że chciałam tylko jednego: iść spać, a jak na złość pan Sting zrobił trzy bisy. Jakoś to przeżyłam ale w samochodzie padłam i byłam szczerze zdziwiona kiedy otworzyłam oczy na skrzyżowaniu w Żorach.. Dzień super, ale niedzielę. dość długo celebrowałam w łożku. Nic to. Warto było. :)


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


(2013-07-01,15:06): gratuluję wyniku. Też miałem tam być... ale zycie pisze inne plany. Żar poczeka.
Truskawa (2013-07-01,15:07): Dziękuję. :) A Żar stoi jak stał więc na pewno za rok Ci się uda tam wbiec. :)
(2013-07-01,17:01): no proszę, robisz żywa reklamę p. Krzysztofowi :-) najważniejsze, że jest postęp!
DamianSz (2013-07-01,22:41): Biegnąc na Klimczok miałem w pewnym momencie przed sobą wypiety tyłeczek młodej biegaczki i muszę przyzanć, ze aż żal mi było ją wyprzedzać ,-) Iza następnym razem postaraj się tak wszystko zaplanować, żeby się nie śpieszyć, bo szczególnie w biegach górskich najpiękniej jest właśnie po biegu posiedzić na łonie natury i spokojnie sączyć piwko.
mamusiajakubaijasia (2013-07-02,07:46): Nawet mi nie pisz o górach, bo Cię zwyczajnie pogryzę!
papaja (2013-07-02,08:58): Zmęczyłam się od samego patrzenia na zdjęcie :)
Kedar Letre (2013-07-02,09:04): Cieszę się OGROMNIE, że Twoje kolanko dochodzi do siebie. Czy słowo "wlzałam" należy rozumieć jako kolejny stopień , po - wlazłam?! Ja to rozumiem tak: wlazłam - doszłam do góry bardzo wolno i zmęczona, a wlzałam - ......
kasjer (2013-07-02,09:10): Ja dziękuję za info o Stingu :) Ostatnio zastanawiałem się co ten facet porabia, bo coś cicho o nim. I proszę, w Polsce się odnalazł :) A co do biegu to nie dla mnie takie wybryki;) Ale podziwiam i zazdraszczam :)
kudlaty_71 (2013-07-02,10:12): ...wielgachne gratki Iszko :)...
jacdzi (2013-07-02,10:30): Przy tak stromym podbiegu lepiej podchodzic niz podbiegac. Gratuluje sil i samozaparcia.
Maria (2013-07-02,10:43): Ty to jestes siłaczka,ja po biegu i koszeniu na pewno nigdzie bym się nie ruszyła! Gratulacje,pozdrów kolanko-kochane:)
Jarek D (2013-07-02,13:57): Dobry wynik :) ja kiedyś tam wchodziłem bardzo rano i też tyle samo czasu mi to zajeło z plecakiem,ale też strasznym upale i zaduchu,oj dała mi ta góra w kość... Pozdrawiam z Jastrzębia-Zdroju
Basia Boguś Sauvakavely (2013-07-02,15:04): Przypadkowo przeczytałem od "a" do "z". Dopiero zaczynam biegać, ale to zmotywowało mnie do następnego treningu.
snipster (2013-07-02,15:31): Gratulacje :)
alinamalina69 (2013-07-02,20:05): Pamiętam Ciebie!Tak byłaś padnięta na mecie,że stałaś na pomiarze czasu:)))Byłam niewiele przed Tobą i mój wpis w blogu z Żaru jest bardzo podobny!;)Pozdrawiam Cię gorąco zdobywczyni tak zacnej góry jak Żar!Chyba nie zrobiłyśmy to ostatni raz co?;)
straszek (2013-07-03,20:53): Fajne to sprawdzenie czy "praca idzie w słusznym kierunku". Weszłaś a potem pognałaś na dół ;)) Nie odwrotnie! Tak trzymać.
Truskawa (2013-07-05,06:33): Nie ma Piotr. Zaczynam od początku ale to nic. :)
Truskawa (2013-07-05,06:37): Szkoda mi było tak uciekać Damku, no ale pan Sting... :) Na szczęście długo go teraz nie będzie. :)
Truskawa (2013-07-05,08:04): To ja napiszę tylko, że za chwile znowu pojadę w te góry Gabrysiu. Ale takie płaskie, nie ma oczym mówić. :))
Truskawa (2013-07-05,08:05): Asia, w ogóle Ci nie wierzę. Nie Ty! :))
Truskawa (2013-07-05,08:07): Ojejejeje.. będę musiała przeczytać jeszcze raz co napisałam ( a tego nie cierpię ), bo pewnie jest jakiś błąd.. No myślę, że jak tam jest wlazłam, to po prostu znaczy to tylko tyle, że wlazłam. :DD
Truskawa (2013-07-05,08:09): Dziękuję Wojciszku. :) Lubię góry, może nawet kocham i bieganie po nich sprawia mi niesamowitą przyjemność. :)
Truskawa (2013-07-05,08:09): A no Pan Sting byl tym razem w Oświęciumiu. Był to zupełnie inny koncert niż dwa lata temu w Gdańsku, bardziej ambitny moim zdaniem, ale nie potrafiłabym powiedzieć, ktory bardziej przypadł mi do gustu. Po prostu były inne i oba świetne. Pełen profesjonalizm. :)
Truskawa (2013-07-05,08:11): Dziękuję, pozdrowilam Maryś. Tak się ucieszyło, że nie puchnie z tej radości. Nie, no cieszę się, że już po kontuzji. Teraz tylko trzeba cos zacząć biegać, bo nieco się rozleniwiłam i zaprzyjaźniłam z moją aludamką. :)
Truskawa (2013-07-05,08:12): W takim razie Jarek, mój czas jest beznadzienjnie beznadziejny! :)) Ale to nic. Może za rok będzie lepiej. :)
Truskawa (2013-07-05,08:13): Dziękuję, że udało Ci się to przeczytać! :))
Truskawa (2013-07-05,08:14): Dzięki Piotrek. :)
Truskawa (2013-07-05,08:15): No tak! To ja! Zatrzymałąm się tam, bo mi się dalej nie chciało, tak byłam padnieta. Zresztą myślałam, że to wystarczy. :)) Ale numer.. Może na następnym góralu uda nam się pogadać. :)
Truskawa (2013-07-05,08:22): Bieganie po górach to jakaś straszna rzecz Straszku. Obejrzałam początek filmu z Żaru i jak zobaczylam czołówkę wyrywającą jak charty do przodu to stwierdziłam, że góry nie dla mnie. Na szczęście już mi to przeszło, bo przecież nie ma nic piękniejszego niż bieganie w górach. :)
dario_7 (2013-07-06,21:48): Super! Takie dni ładują akumulatorki! Gratki Iza! :)))
Marysieńka (2013-07-15,19:52): Gratki....w przyszłym roku i ja tam "polecę" :)







 Ostatnio zalogowani
romangla
12:37
mariuszkurlej1968@gmail.c
12:28
rys-tas
12:27
AleCzas
12:19
BOP55
12:07
gieel
12:03
szan72
11:52
mateusz
11:44
martinn1980
11:33
xaildx
11:04
Donayo
10:55
Sheng2
10:53
Marcin1982
10:50
cinekmal
10:39
Krzysiek_biega
10:14
biegacz54
10:12
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |