Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [1]  PRZYJAC. [17]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Shodan
Pamiętnik internetowy
Moja droga do Maratonu

Eryk
Urodzony: 1972-11-27
Miejsce zamieszkania: Warszawa
36 / 82


2013-06-26

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Jak złamałem czterdziestkę… (czytano: 3938 razy)

 

Pękła jak bańka mydlana na wietrze, jak gumka w starych majtkach, jak Gołota w pojedynku z Tysonem. Pękła! Pękła czterdziestka. Wreszcie przebiegłem dychę poniżej czterdziestu minut. Co prawda już wcześniej zdarzyło mi się oglądać na mecie 39 minut z sekundami – ale było to w Krynicy, a tam biegnie się lekko z górki – więc satysfakcja z tamtego wyniku jakby trochę niepełna. Tym razem nabiegałem 39:40 na płaskiej trasie w Łodzi.

Bieganie na 10 km zaczynałem od poziomu 54:09. Ten wynik uzyskałem na moich pierwszych zawodach, w lipcu 2010 r. Potem bez większych problemów udało się zejść poniżej 43 min. Wystarczył dobrze ułożony plan, systematyczne treningi i dokładnie rok później, w Dobrodzieniu nabiegałem 42:54. W kolejnym roku poprawiam się o kolejne 2 min i gdy już biegam w okolicach 41 min zacząłem myśleć o złamaniu czterdziestki.

Oj, co mnie to wysiłku kosztowało... No lekko nie było i trochę naszarpać się musiałem. Dziewięć razy podchodziłem do złamania czterdziestki. Przy pierwszej próbie bardziej liczyłem na jakiś łut szczęścia niż na swoje przygotowanie. Drugie podejście (już na poważnie) miało miejsce w maju 2012 r. w Kwidzynie. Skończyłem z wynikiem 41:09. W kolejnych próbach albo przegrywałem z upałem, albo okazywało się, że nieatestowana trasa była dłuższa o 100 m albo po prostu brakowało mi pary w płucach i siły w nogach. Oczywiście wiedziałem, że wynik sam nie przyjdzie, nie zapuka do moich drzwi i nie powie „bierz mnie!” Pilnie realizowałem plan Jurka Skarżyńskiego: przynajmniej raz w tygodniu robiłem mocniejsze akcenty: 2 x 4 km, 3 x 3 km, 8 x 1 km… Orałem tartan do wyplucia płuc; a jak nie byłem w stanie zrobić treningu w zadanym tempie – po kilku dniach ponawiałem próbę – aż do skutku.

Po roku odbijania się od magicznej granicy czterdziestu minut byłem pewien, że uda mi się ją przekroczyć w tym roku, w maju, w Kwidzynie. Punktem wyjścia był przyzwoity wynik na dziesiątce Orlenu z kwietnia (40:56). Orlenowska impreza przygotowana była z niezwykłym rozmachem, ale kilka elementów utrudniało nabieganie maxa: duży tłok na starcie (i tradycyjne blokowanie drogi, przez wolniejszych zawodników, którzy ustawiają się jak najbliżej pierwszej linii) oraz brak oznaczeń kilometrów. Dużo straciłem na starcie, a potem biegłem trochę w ciemno (nie miałem żadnego sprzętu, który pokazywałby przebiegnięty dystans). Mimo tych wszystkich utrudnień, to co wybiegałem dobrze rokowało na kolejną imprezę. Miałem jeszcze 4 tygodnie do Kwidzyna. Po raz kolejny ćwiczyłem plan Skarżyńskiego – teraz na jeszcze większym tempie. W każdym tygodniu po 5 – 6 pełnych treningów biegowych, trochę ćwiczeń siłowych plus przynajmniej raz w tygodniu basen.

Bieg w Kwidzynie wypadał w dzień moich imienin. Czułem, że jestem dobrze przygotowany – i fizycznie i psychicznie. To miał być mój dzień, mój bieg i moje święto. Niestety nie było… Przegrałem z upałem (przynajmniej tak sobie tłumaczę nienajlepszy start). Dałem radę utrzymać tempo przez 3 km, potem z każdym krokiem było coraz gorzej. W połowie dystansu odpuściłem walkę o wynik, umierałem. Byłem jak furmanka na drodze, którą wyprzedzają szybkie auta. Do mety doczłapałem się po prawie 44 min.

Po powrocie do domu jakoś nie mogłem znaleźć dla siebie miejsca. Szybko sprawdziłem prognozy pogody na przyszły łikend. Wyglądało na to, że tym razem niebiosa będę łaskawe –poniżej 20 st. – można się ścigać. Przewertowałem kalendarz imprez biegowych i znalazłem zawody w Łodzi i Mińsku Mazowieckim. Wybrałem Łódź. Niestety na tydzień przed biegiem nie było już możliwości rejestracji on-line, ale szczęście, że można było zapisać się osobiście. Nie zastanawiałem się długo – pojechałem 130 km po to żeby się zapisać i 130 km z powrotem (czego jak czego, ale determinacji nikt mi nie odmówi). W łikend znowu 130 km i tak oto stanąłem na starcie „11. biegu ul. Piotrkowską”. Impreza odbywała się w sobotę, wieczorową porą (miałem więc szansę porządnie się wyspać i z szansy tej z powodzeniem skorzystałem), pogoda była idealna – 12 st., pochmurno (ale ani nie padało, ani nie wiało). Trasa urocza, liczba biegaczy – w sam raz (tłoku nie było, ale było z kim się pościgać), a meta na rynku Manufaktury – przeurocza. Na starcie ustawiłem się trochę z za tabliczką „40 min” – zawsze lepiej wyprzedzać niż być wyprzedzanym. 3… 2… 1… i poszły słonie po kartonie.

Biegło mi się bardzo dobrze – aj tam – biegło mi się rewelacyjnie!. Na pierwszym pomiarze (1,8 km) zameldowałem się na 149 miejscu; w połowie dystansu byłem już na 123 pozycji z czasem 20:04 i w pełni sił. Zacząłem przyspieszać i wyprzedzać kolejnych współbiegaczy. W połowie 7. km byłem na 113 miejscu, a na mecie na 106. Drugą połówkę przebiegłem o prawie pół minuty szybciej niż pierwszą, kończąc z wynikiem 39:40.

Żal było wyjeżdżać z Łodzi. Chętnie zostałbym trochę dłużej, pokibicował zawodnikom, którzy kończyli po mnie, wypił złocisty napój w jednej z knajpek w Manufakturze, ale akurat tego wieczoru rozgrywany był finał Ligi Mistrzów więc zrobiłem tylko kilka fotek i popędziłem do domu na zwieńczenie wieczoru piłkarską ucztą.

Na potwierdzenie członkostwa w klubie 39:xx, w połowie czerwca, w Sulejówku wykręciłem 39:54.

„Jedno jest pewne – wynik na 10 km z rekordem z trójką z przodu jest świadectwem niepospolitych umiejętności biegowych, których nie można wyjąć z kapelusza, ale zostały wykute mozolną pracą na biegowych trasach” – to cytat z Jurka S. i rzeczywiście – lekko mi ta czterdziestka nie przyszła, ale za to smakuje rewelacyjnie.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


henryko48 (2013-06-26,19:41): Gratuluje zlamania 40min,wiem jak ciezko poprawic czas o 1-min,moim celem jest dojscie do 40min,moze,moze,pozdrawiam.
Kaja1210 (2013-06-27,07:19): Też bym chciała kiedyś z taką satysfakcją powiedzieć - zapracowałam to mam. Jednak w tej chwili mogę się podpisać tylko pod Twoim pierwszym i środkowym czasem. Czytałam J.Skarżyńskiego, wiem co robić ale jakoś ostatnio tylko kłody pod nogi. Tobie gratuluję, Skarżyński powiedział, a ja powtórzę jesteś w elicie!
bialy73 (2013-06-27,11:00): Świetny wynik!Gratulację! Ja tez na złamanie 40 liczę choć bieganie zacząłem w sierpniu 2012 roku a pierwsza dycha poszła ciężko 46 minut(po 3m-cach biegania:)Pozdrawiam i jeszcze raz gratuluję!!!
flex2002 (2013-06-27,11:01): Hej, Jeśli to nie jest tajemnicą podziel się swoim planem pod ten wynik. Chętnie spróbuję.
kris0309 (2013-06-27,11:17): Brawo! Jakbym czytał swoją historię... tylko, że ja jeszcze jestem przed złamaniem magicznej 40-stki. Ale start zx maja 40:53 daje mi nadzieję. A po Twoim wpisie jeszcze bardziej wierzę, że się uda ;)
bartus75 (2013-06-27,11:41): Gratulacje .. to jest moj pierwszy i jeszcze nie osiągnięty cel biegowy .. brakuje mi 15s /km :)
Shodan (2013-06-27,12:48): Henryko – dzięki! Trzymam kciuki, żeby Tobie też się udało!
Shodan (2013-06-27,12:49): Kaja – razem finiszowaliśmy na życiówkę w maratonie w Poznaniu, a w tym roku poprawiłaś wynik w Krakowie – więc czemu nie miałabyś dogonić mnie na 10 km :) Życzę powodzenia!
Shodan (2013-06-27,12:54): Biały – dzięki! Na debiucie miałeś 8 min przewagi, więc masz potencjał. Trochę cierpliwości i pewnie niedługo będziesz śmigał poniżej 40 min :)
Shodan (2013-06-27,12:56): Flex – plan nie jest tajemny ;) Jest w książce J. Skarżyńskiego „Biegiem przez życie”. Skarżyński mi podpasował i pod maraton i pod dychę...
Shodan (2013-06-27,13:02): Kris – no to został Ci ostatni krok do postawienia. Już niedługo :) Do zobaczenia po drugiej stronie „czterdziestki” :)
Shodan (2013-06-27,13:05): Bartus – dzięki! i powodzenia!
wariatkm (2013-06-27,14:56): Szczęściarz, ja mam równe 40 minut na 10 km :D
Truskawa (2013-06-28,06:55): Gratuluję doskonałego wyniku. :)
Truskawa (2013-06-28,06:57): „Jedno jest pewne – wynik na 10 km z rekordem z trójką z przodu jest świadectwem niepospolitych umiejętności biegowych, których nie można wyjąć z kapelusza, ale zostały wykute mozolną pracą na biegowych trasach” no, no..
Viper (2013-06-28,09:53): Gratulację !!! Ja pierwszą dychę podobnie 53 minuty, ale ja jestem dopiero na etapie łamania 50 minut. Jeszcze raz gratulacje i powodzenia w łamaniu 29...
Kaja1210 (2013-06-28,13:22): W Poznaniu byłeś jednak o 4 sekundy szybszy :). A tak poważnie to dziękuję, dobra motywacja zawsze się przyda. Życzę dalszych sukcesów na biegowych ścieżkach.
maleńka26 (2013-06-29,09:26): Gratuluję,ja w tym roku planowałam biegać w tych 41, a po moich startach jest gorzej niż lepiej.
krokodyllos (2013-06-30,01:18): Kolego, Tyson walczył z Gołotą na marihuanie, gdyby USA było normalnym, a nie chorym krajem, Tyson zostałby dożywotnio zdyskwalifikowany, a tak walka została uznana tylko za niebyłą ( non centest ) o czym nie każdy wie. Fakt, że Tyson reklamuje teraz jakis napój i został zaproszony do Polski uważam za nienormalny. Zrobił Andrzejowi ogromna krzywdę, spowodował, że ludzie uważają Gołotę za tchórza, niesłusznie.
Shodan (2013-06-30,16:09): chyba "non contest"...
czeslawbla (2013-07-01,10:19): złamać 40 moze jest nie łatwo a schodzenie coraz niżej coraz trudniejsze wiem po sobie tez mam rekord 39,32
snipster (2013-07-02,15:11): Gratki Eryk :) smak jest wspaniały, tylko narkotyzuje do dalszego przekraczania kolejnych barier ;) to teraz czas na połówkę, a potem maraton :)
Shodan (2013-07-02,15:36): Dzięki! Walczę dalej :)







 Ostatnio zalogowani
biegacz54
13:58
AleCzas
13:34
akaen
13:20
kostekmar
13:19
tomsudako
12:59
stanlej
12:50
Hoffi
12:38
arco75
12:30
raczek1972
12:21
fit_ania
12:04
conditor
11:50
Kapitan
11:35
bolitar
11:29
42.195
11:15
gabo
11:12
Nicpoń
11:10
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |