2013-05-09
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 21:49 (czytano: 2938 razy)
Nie raz mi się przytrafiło, że w trakcie treningu, a konkretnie – w trakcie biegu, jakiś przechodzień chodnikowy albo spacerowicz leśny rzucił w moją stronę jakieś pytanie i z oczami kota w butach z bajki o Shreku oczekiwał odpowiedzi. Ja biegnę, liczy się każda sekunda, każdy krok (bo to np. BNP) a tu nagle niewiasta strzela do mnie pytaniem: „Przepraszam, którędy mam iść, aby dojść do Tesco” – to akurat było w Lesie Kabackim. Wyhamowałem, złapałem oddech, pokazałem drogę i pobiegłem dalej. Niby nic, ale rytm straciłem.
Kilka dni temu zaplanowałem 15 km spokojnego biegu po mieście. Był środek dnia, słońcu w końcu udało się pozbyć towarzystwa chmur, które od rana go nie opuszczały i pięknie rozświetlało ulice. Biegłem z dala od centrum, rzadko uczęszczanym chodnikiem. Z przeciwka na bicyklu niespiesznie zbliżała się starsza pani. Ja biegłem – ona jechała. Gdy dzieliło nas już tylko kilka metrów – pani uśmiechnęła się i zapytała: „przepraszam, która godzina?”. Banalna sytuacja, ale to pytanie przeleciało przez moją głowę jak kula do kręgli rozbijając spowolnione biegiem i słońcem procesy myślowe.
Do tej pory po prostu biegłem. Po prostu. W nogach miałem jakieś 5 km. Co miałem sobie przemyśleć – to już przemyślałem i w tym momencie byłem w stanie błogiej nieświadomości. Byłem odizolowany od otocznia, zamknięty w moim świecie i nagle ktoś wdarł się do niego pytaniem o godzinę.
Problem w tym, że biegłem z pożyczonym stoperem i nie byłem pewien jak mogę sprawdzić godzinę i czy w ogóle zegarek jest dobrze ustawiony. Miliardy neuronów w moim mózgu, które porozstawiały sobie maćupkie leżaczki i z maćupkimi drinkami leżały w tych leżaczkach relaksując się, nagle zostały postawione na równe nogi (a może na równe dendryty). Alarm, panika, w końcu zwarcie szeregów, powołanie sztabu kryzysowego i już neurony analizują sytuację. Niekulturalnie byłoby nic nie odpowiedzieć; no może gdybym miał słuchawki w uszach – mógłbym na migi pokazać, że nie słyszę i pobiec dalej – ale słuchawek nie miałem. Tymczasem pani na bicyklu znalazła się już jakiś metr ode mnie. Druga myśl: „odpowiem, że nie mam zegarka” – ale nie, no głupio, stoper na ręku jak wół. Odruchowo spojrzałem na cyferblat, pani była już na mojej wysokości – dwudziesta pierwsza czterdzieści dziewięć – odpowiedziałem, grzecznie się uśmiechając i pognałem dalej w stronę słońca.
Rys.: Jacek Fedorowicz.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu henryko48 (2013-05-09,19:44): Ja zwykle slucham muzyczki i na rozne zapytania pokazuje na sluchawki i biegne dalej. (2013-05-09,20:58): o, to młoda godzina. U mnie byłaby pewnie koło dwudziestej szóstej trzydzieści :) snipster (2013-05-09,22:22): synapsy, synapsy na baczność ;) czasem działa odpowiedź z czapki w stylu "non comprendo" albo po japońsku jakoś tak ;) bieganie w swoim świecie... najs szydlak70 (2013-05-10,05:52): dobre :) Schroder (2013-05-10,12:42): normalne, mi ręce opadły, gdy podczas nocnego biegania jakiś facet stojący na przystanku zapytał czy nie mam papierosa odstąpić ..... Rufi (2013-05-10,14:26): Buhahaha :-) a to bylo 21 minut 49 sekund? Świetny wpis :-) mam tak samo :-) Hung (2013-05-10,21:03): Ha, ha ha, to mi się podoba. Też tak miałem z tymi myślami bezmyślnymi i pytaniem rzuconym od niechcenia - która godzina? A ja się spinam bardziej niż zainteresowany odpowiedzią. Admin (2013-05-10,22:42): A ja dzisiaj na treningu miałem towarzysza... przyłączył sie do mnie jakiś rowerzysta, taki wiejski dziadek lekko wcięty.... Panie, ile Pan biegnie? Mówię, że 14 km... On na to: ja jadę rowerem do pracy 2 km i ledwo dojadę! To ja mu na to, że kiedyś maratony biegałem, 42 km... A on: kiedyś od znajomego wracałem rowerem z wesela 40 km... 3 dni jechałem :-) I tak sobie gadaliśmy, i gadaliśmy, było fajnie :-)
|