Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [364]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Krzysiek_biega
Pamiętnik internetowy


Krzysztof Bartkiewicz
Urodzony: 1975-04-05
Miejsce zamieszkania: Toruń
121 / 193


2012-12-28

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Z kart historii, moje biegowe CV, cześć 2 (czytano: 3867 razy)

 

Zgodnie z umową kontynuuję dalszy przebieg mojego biegowego CV od pierwszego maratonu klasycznego na trasie ze Świnoujścia do Wolgast. Mając już 2 starty za sobą w biegach ultra można powiedzieć że ten maraton był istnie wycieczkowy, wprawdzie o treningach nie miałem żadnego pojęcia tak więc zarówno tutaj jak i w poprzednich swoich startach żadnego dystansu powyżej dwudziestu kilometrów nie potrafiłem przebiec bez zatrzymywania. Wtedy też zdaje się tutaj zobaczyłem po raz pierwszy Jarka Janickiego,
wprawdzie do elity mi było bardzo daleko, bo nie myślałem wówczas o wyniku, ale wydawało mi się że pobiegłem rewelacyjnie (3:09) podczas gdy zwycięzca tutaj musiał mieć czas poniżej 2:30
Chyba wtedy już głośno mówiłem że też kiedyś taki wynik zrobię w maratonie. Nie zliczę ile wówczas gorzkich słów usłyszałem. Że pobiegłem setkę i inne ultra, i nie mam szans uzyskać takiego już wyniku w maratonie, że jeszcze trójki w maratonie nie złamałem itp...

No cóż nie wiem czy to dobre brać to za monetę ale od młodych lat byłem buntownikiem, zawsze starałem się mieć coś do powiedzenia - przynajmniej w tej kwestii mocno wierzyłem w siebie, mimo że fizycznie nie byłem do tego przygotowany, ale podobno wiara czyni cuda....
Był u nas (i jest do tej pory) rozgrywany cykl imprez Grand Prix i Top Cross na 7.5km i 6km. Często tam się sprawdzałem. Początkowo robiłem tylko same wybiegania i przebieżki na treningu, zresztą myślałem że tylko na wybieganiach polega trening. Wspomniany cykl imprez wygrywał wówczas Jarosław Lewandowski (2:19 w maratonie), oraz Wiesław Szulc (2:23 w maratonie). Na mnie nawet nie zwracali uwagi, gdyż jak trasa miała 5 okrążeń-to początkowo zawsze byłem dublowany. Zawsze miałem mocny start. Pierwsze 200m lubiłem prowadzić, słono za to płaciłem, ale
taki już byłem. Jak się cieszyłem kiedy udało mi się jedno kółko z Jarkiem wytrzymać, oczywiście później i tak mnie zdublował...:)

Jesienią 95" poszedłem do wojska w Świdwinie k.Białogardu, nie miałem lekko. Ktoś powie że miałem z kim biegać, owszem był tam Wojciech Pismenko który biegał ultra, ale miał też problem alkoholowy, dlatego nie za bardzo jest co wspominać. Jedynie co to że kilka razy razem wyszliśmy na trening i raz mieliśmy wspólny wyjazd na 100km do Wiednia, zrobiłem wówczas czas 9.45, z czego i tak ok 30km szedłem. Pamiętam jak zostałem powołany do reprezentowania wewnętrznych zawodów jednostki na 3km. Uzyskałem czas 9.45, nie jest to rewelacja, bo nawet nasza kobieta jak Lidia Chojecka biegała minutę szybciej, ale dla mnie to było coś. Stąd uciekłem do domu i następnie udałem się na maraton do Lęborka. Czas miałem 3:15, zaraz po powrocie za samowolne oddalenie mnie aresztowali a następnie przez cały lipiec w ramach pokuty miałem spędzić w kuchni jako pomoc. Ciężkie to były wakacje, na dworze 30 stopni a ja gary myje, po kilka set naczyń dziennie. Po odbyciu kary udałem się na 25km do Drawskiego Młynu, wytrzymałem może z 5km jak przeszedłem do marszu, kiepsko zniosłem miesiąc w ciężkich warunkach bez możliwości treningu, przegrałem wtedy z panią Rosińską!!
Na jesieni jak byłem grzeczny to pozwolono mi wychodzić na treningi, ale musiałem trzymać fason z kumplami, więc w ramach rozgrzewki po flaszki im latałem, (jako jedyny z szeregowych mogłem po jednostce chodzić w dresie), może z 3-4 wybiegania udało mi się zrobić po 20km, ale ciężkie warunki "treningowe" zaowocowały że na jesieni będąc jeszcze w wojsku po raz pierwszy złamałem 3h w maratonie
Chyba wtedy pomyślałem żeby zmienić coś w treningach, bardzo dużo podsłuchiwałem jak trenują najlepsi, również słuchałem się starszych weteranów. Testowałem na sobie cały układ treningowy. Martwiło mnie to że mimo złamania trójki, jeszcze żadnego maratonu nie ukończyłem bez zatrzymywania ( a w tym momencie miałem ich już 16-wliczając te 7 maratonów dzień po dniu). Jak na 2-letniego sportowca to trzeba przyznać że całkiem sporo i kiepsko nawet w dzisiejszym systemie szkoleniowym wróżyć że z takiego zawodnika po przejściach może coś jeszcze wyjść...


Po wyjściu z wojska dużo trenowałem, na pewno zbyt ambitnie, kontuzje miałem bardzo często, średnio co 3 miesiące. Ale zrobiłem kiedyś test i biegałem bardzo spokojnie, przez pół roku nie miałem żadnych dolegliwości, stwierdziłem że mnie to nie satysfakcjonuje, chcę do czegoś dojść, nie wiedziałem tylko czy na pewno jest to realne skoro nikt we mnie nie wierzył...
W 1997 roku już potrafiłem na cyklu comiesięcznych imprez tak pobiec żeby nie dać się zdublować. a w wakacje już po raz pierwszy wygrałem z Wiesławem Szulcem, stwierdziłem że skoro on łamie 2:30 to i ja powinienem
Na wiosnę jeszcze zrobiłem życiówkę 2:48 w maratonie granicznym w Bratysławie, ale myśleć z takiego poziomu od razu na 2:30 to gruba przesada, ale od czego jest wiara która podobno czyni cuda.
Nastał maraton w Berlinie 28 września 1998 roku,(wtedy po raz pierwszy w przygotowaniu miesiącu lipcu przekroczyłem barierę 500km) pojechałem tam z Paskalem dwoma autokarami, tradycyjnie śniadania nie jadłem(tak praktykował Lewandowski i tego się trzymałem), pamiętam że mocno chciałem iść do toalety, ale była tak duża kolejka do WC że wolałem ustawić się na starcie z myślą że tradycyjnie na trasie się gdzieś ustawie. Po starcie zacząłem biec za Wiesławem Persze który prowadził kobietę (Renate
Kokowską) po 10km Wiesław do mnie mówi żebym trzymał się tej Japonki, bo Renata ciężko oddycha, a ja dobrze wyglądam więc żebym trzymał się wspomnianej Japonki która sięgała mi chyba do pępka:) Fajnie wyglądały fotki po biegu jak biegnie kobieta a obok niej Goryl:)
Pamiętam że tyle ludzi było na trasie że ciężko było myśleć o zwolnieniu celem wypróżnienia i tak z zaciśniętymi zębami dotrwałem do mety (po raz pierwszy bez zatrzymywania) z wynikiem brutto 2:30.14!!!

Tak wyglądał mój trening na 2 tygodnie przed startem w Berlinie:
13 września 2007: start w Pile na 15km czas 50.15
poniedziałek następnego dnia 23km w tym 17km na czas w tempie 1h i 5 minut i 15 przebieżek
wtorek 18km w tym 15 przebieżek
środa 20km w tym 2 serie podbiegów po 200 razy 200m
czwartek 21km w tym 15 razy 400m ze średnią 69 sekund, przerwa 400m
piątek 15km rozbiegania w tym 10 przebieżek
sobota 20km w tym 2 razy cross po 7.5km w tempie 3.40/km pierwszą cześć i druga część w tempie 3.50/km, przerwa 2km w truchcie
niedziela 22km w tym 3 razy 3km w tempie: 9.50, 9.48 i 9.49
poniedziałek 31km na dwa razy same rozbiegania
wtorek 22km w tym 8km w 27.02 (3.22/km)
środa 33km na dwa razy-same rozbiegania
czwartek 22km w tym 6 razy 1500m po 4.45/każdy odcinek
piątek 10km rozbiegania
sobota 8km rozbiegania w tym 10 przebieżek
niedziele maraton Berlin 2:30.14


Jakaś była moja euforia, myślałem że tak już będzie zawsze. Miesiąc później pojechałem do Lozanny (Szwajcaria) idąc znów na 2:30, skończyłem na 2:48 - tak mnie ścięło. Później w następnym roku Leiden 2:34 i Świnoujście 2:50-tutaj wówczas mocno poszedłem(na 10km miałem czas ok 33 minut) za Jarkiem Lewandowskim który też się ugotował, a wówczas padł rekord trasy przez Jarka Janickiego który minął mnie dopiero po 10km, i na mecie miał 2:24...-wynik ten jest do dziś rekordem trasy.
Nie przejąłem się tym zbytnio, nadal dużo trenowałem i przede wszystkim dużo marzyłem o wyniku, niżeli do tego fizycznie byłem przygotowany.
Ale udało się, nadszedł maraton w Budapeszcie, pierwsze 5km pamiętam że było lekko z górki więc też mnie poniosło, ale w porę się opamiętałem i mimo że mnie z cięło,
to nabiegałem 2:28.11 i kolejny rekord życiowy. Wówczas złośliwi twierdzili że trasa pewnie była tam krótsza:(

Na kolejny rekord musiałem czekać 2 lata i kolejne 10 maratonów doświadczenia. Wyszukałem maraton dla Kariny Szymańskiej i dzięki czemu miałem możliwość jechać z nią, ale pod jednym warunkiem jaki narzucił jej trener i manager Klaus Migga. Pod warunkiem że złamie 2:30, jeżeli tego nie zrobię - nie znamy się i nigdy więcej nie da mi szans podobnego wyjazdu. Ciężkie to było zadanie zważywszy na fakt ostatni 3 maratony miałem w przedziale 2:48-2.59, ale trenując sam, cały czas testowałem swój
organizm, nie wiedziałem co jest dobre, a co nie. Organizatorzy w Austrii bardzo dobrze nas przyjęli, mieszkałem w luksusowym hotelu, posiłki rewelacyjne, nic tylko biegać. Ale jak zobaczyłem pięciu Kenijczyków, do tego Janusz Sarnicki to mina mi się skwasiła. Start poszedłem tym razem bardzo mocno, od początku trzymałem się doświadczonego Janusz Sarnickiego, jak mnie puścił po 15km to dostałem niezwykłej motywacji, po półmetku dochodzę jednego z Kenijczyków. Po 30km mijam kolejnych dwóch i wychodzi że jestem trzeci. Na samym finiszu mija mnie jakiś zawodnik i byłem załamany mimo rekordu życiowego (2:27.39) że straciłem podium. Jakaś była moja euforia że zawodnik który minął mnie z lekkością tuż przed metą był ze sztafety, a więc podium i gratyfikacja finansowa, po raz pierwszy w mojej karierze dostałem wówczas kasę, równowartość nieco ponad 1000 euro na dzień dzisiejszy, dla mnie to było dużo kasy. Na noc już nie wróciłem do pokoju tylko w euforii mimo zmęczenia włóczyłem się po mieście. Zaznaczę że wówczas pracowałem fizycznie i z treningami było różnie. Zwykle po pracy robiłem koniecznie 2-3h przerwy i dopiero później realizowałem trening. Po samym maratonie robiłem ok. 5 dni przerwy do całkowitego zlikwidowania zakwasów i otarć. Pamiętam że miałem z sobą buty treningowe, z nami jechał kierowca amator, który miał wprawdzie startówki, ale nie pamiętam powodu dla którego stwierdził że mi je pożyczy-a w razie zarobie to oddam ich równowartość (czyżby on jako jedyny wierzył we mnie?) Był to wtedy jakiś model asics,rozmiar był na styk, czyli nie tak jak obecnie że biegam w butach o numer większych, ale nie miałem dostępu do internetu, a literatury nie było tyle co obecnie na ten temat. Krwiaka czułem już chyba od dziesiątego kilometra, ale adrenalina podczas tego startu była znacznie wyższa i dopiero na mecie zobaczyłem co takiego mi się stało. Krwiak jaki wówczas doznałem był największy, jaki do tej pory miałem w historii swoich wszystkich maratońskich startów. Praktycznie na pół stopy, musiałem specjalnie przez kilka dni dbać o stopy żebym zakażenia nie dostał. Jednak dodatkowe podium sprawiło że ból nie był tak odczuwalny i spokojnie mogłem się włóczyć tego dnia po mieście, a koledze oddałem za buty i dałem jeszcze bonus:) Był to mój pierwszy start w nowych butach, później tego typu doświadczenia zbierałem w kolejnych startach
W następnych kilku sezonach miałem takie kontuzje które uniemożliwiały mi bicie kolejnych życiówek, aż do roku 2003, ale o tym już w następnym wpisie

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


snipster (2012-12-28,13:41): nie powiem, że 2:30 jest miłe i również by się chciało... ;)
ronan51 (2012-12-28,20:00): kto by nie chciał?ha ha ha ja mam usprawiedliwienie wiek już nie ten i Krzyśka nie dogonię już chociaż też biegam po Top Crossie?ha ha ha
wookesh (2012-12-28,20:58): świetnie czyta się twoje historie, złamać 2:30h.. marzenie, narazie na połówkach się skupiam
Krzysiek_biega (2012-12-29,00:15): marzenia są po to żeby je realizować
miro24 (2012-12-29,10:53): Kiedyś marzyłeś o dogonieniu innych i udało się :) teraz inni będą marzyć o dogonieniu Ciebie :) marzenia są po to aby je spełniać anie tylko marzyć :)
tomek20064 (2012-12-29,13:17): świetna relacja od zwykłego amatora do czołowego zawodnika.Ogrom pracy potu i pewnie krwi.Podziwiam siłę woli.Pozdrawiam.
renia_42195 (2012-12-29,19:37): Będzie ciąg dalszy? czytało się super :)))
Krzysiek_biega (2012-12-29,19:45): tak, będzie ciąg dalszy, planuje zrobić minimum jeszcze dwie części.
lukaszleszczynski5 (2012-12-29,19:53): Witam! Gratuluję wyników!:) Ale jak patrzę na Pana treningi, czy moze bardziej częstotliwość startów w maratonach (każdy na graniach swoich możliwości) to oczywistością jest pojawienie się i dalsze borykanie z kontuzjami. Dziwię się, że biegacze na tym nie zawodowym lecz bądź co bądź wysokim poziomie popełniają takie infantylne, fundamentalne wręcz błędy. Życzę z całego serca powodzenia w dalszym bieganiu, choć nie ukrywam swojego zaskoczenia że przy tym obłożeniu i tylu po drodze popełnionych - bardzo niebezpiecznych - treningowych/zawodowych błędów jeszcze Pan ma siły i zdrowotne możliwości kontynuacji biegania pozdrawiam i trzymam kciuki:) Łukasz
Krzysiek_biega (2012-12-29,20:19): Łukasz na błędach się uczyłem, pokaż mi nawet zawodnika z Polski na podobnym poziomie co ja który sam do tego doszedł, bez żadnych obozów, wsparcia finansowego itp. Bo ja takiego nie znam. A trenerzy obecni sami mają gorsze wyniki, a Ci z lepszymi, bez obozów w zasadzie w ogóle nie funkcjonowali... Warto wspomnieć że wyniki poprawiałem zaczynając swoją przygodę od biegów ultra, podczas gdy w teorii żeby robić wyniki to pierw trzeba biegać długo na bieżni... Inny z tyloma urazami zapewne już dawno by dał sobie spokój i zmienił dyscyplinę, a ja walczyłem dalej, z własnymi słabościami....
lukaszleszczynski5 (2012-12-29,21:20): Krzysiek, naprawdę chylę czoło przed Twoimi wynikami i zaparciem. Są naprawdę świetne, tym bardziej że jest to zasługa tylko i wyłącznie Twoja! Nie był to żaden atak z mojej strony:) Niemniej to co chciałem wyrazić to swoje zdziwienie tym "szaleńczym" mordem biegowym, przecież na takiej intensywności ciężko utrzymać gaz i w ogóle dyspozycyjność na dłużej niż kilkanaście miesięcy, a potem grozi no niestety ale zwykle długotrwała przerwa. Mam nadzieje i mocno trzymam kciuki, że jestem w błędzie, ale jak patrze na Twoje maratony w 2012 to jestem pełny obaw o Twój "organizm" itp (przecież to nie maszyna. wyczerpanie, brak regeneracji, asfalt i biedne stawy itp) Nawet jakbyś biegał te maratony treningowo (coś w stylu szybkiego LONG RUNu) to i tak byłoby to zabójcze. Ale jak widzę, że Ty pokonujesz 10 maratonów w 1,5 miesiąca i każdy sądząc po wynikach na "gumowych nogach" no to nawet ogranizm kenijczyka długo by nie pociągnał. Orkę maratonową taką wykonałeś jakbyś naprawdę uwierzył w Koniec swiata majów:) Krzysiek, nie chcę pajacować i być jakimś moralizatorem (tym bardziej że życiówki mam gorsze zauważalnie niż Twoje), tylko skłonić nieco Ciebie do refleksji. Szkoda, bo masz potencjał na szybkie bieganie, dobry wiek na maratony itp Ale w moim odczuciu z taka bazą treningową to będzie cięzko. Zatem cały czas trzymam kciuki za Twoje przyszłe, biegowe osiągi:) Trzymaj się!
darianita (2012-12-29,21:56): Fajny odcinek! ...zaczynam głośno marzyć o wyniku poniżej 3.30...nie!Czemu nie poniżej 3.20?...pozdrawiam:)
ikswopil (2012-12-29,22:36): Miałem przyjemność wygrać z Krzysztofem Bartkiewiczem w Supermaratonie Kaliskim w 1996r. Teraz gdy startuję na 10 km /pętle 2 km/ to jestem przez p.Krzysztofa dublowany.
nowedotacje.pl (2012-12-29,23:01): Uwielbiam czytać kolegi artykuły, a ten ostatni z CV w roli głównej - majstersztyk !!!
Krzysiek_biega (2012-12-29,23:03): Łukasz coś o treningach napisze nieco poźniej, ale przekonałem sie że bardzo mocne treningi mi nie służą, no może inaczej: pobiegłem w pewnych zawodach grzejąc naprawdę dobrych zawodników, trenując w danym okresie bardzo mocno, ale zarobiłem tak mało, że stwierdziłem że wysiłek ten był nie adekwatny do mojego wynagrodzenie. Więc stwierdziłem że zostanę przy maratonach które od początku biegania mnie fascynowały. Dodam że nie miałem żadnego wsparcia finansowego, wiec musiałem sobie radzić sam, a w taki oto sposób poszczególnymi startami miałem zaplecze finansowe na mój kolejny rozwój...
harpaganzwola (2012-12-29,23:05): Ja myślę że Krzysiek moze jeszcze kilka lat pobiegać na tym poziomie. Znam faceta który trzymał się z najlepszymi wynikami nawet po 40-stce a biegaj 1klase sport. Ja uważam tez siebie za dłygowiecznego i myślę ze najlepsze wyniki jeszcze przede mną







 Ostatnio zalogowani
Januszz
06:35
Bartuś
06:33
Stonechip
06:06
drago
05:59
romangla
05:39
biegacz54
05:14
42.195
04:23
Admin
03:00
krunner
01:53
andreas07
00:22
a.luc
23:46
stanlej
23:44
rolkarz
22:40
LukaszL79
22:26
kubawsw
22:20
BOP55
22:02
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |