Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [100]  PRZYJAC. [99]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Mijagi
Pamiętnik internetowy
Z pamiętnika "młodego" biegacza

Wojciech Krajewski
Urodzony: 1974-02-15
Miejsce zamieszkania: Piła
371 / 427


2012-10-22

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Wisienka na torcie, czyli czarne-białe-czarne-bęc - cz. II (czytano: 2543 razy)

 

„Jeśli jesteś w stanie wyobrazić sobie przebiegnięcie stu sześćdziesięciu kilometrów, potrafisz wyobrazić sobie wszystko”. To zdanie z książki Scotta Jurka w jakimś stopniu obrazuje stan mojej wyobraźni po sobotnich dwunastu godzinach spędzonych w „zaczarowanym” trójkącie: Blizanów – Jarantów – Brudzew. Do niedawna moja wyobraźnia nie się gała aż tak daleko poza horyzont. Teraz obejmuje już wszystko. Właściwie, to sobotni ultramaratoński czas można by nazwać tak: czarne-białe-czarne-bęc.

Czarne

Miała to być bardzo intensywna, obfita w sen noc. Karimatka, śpiworek i trzaskanie drzwiami od łazienki gdzieś mniej więcej od 3:00 w nocy. Lunatycy czy co? A może problem z prostatą? A może ktoś ma większe ADHD ode mnie? I po śnie. Szkoda. Gdzieś koło 5:30 i tak trzeba było wstać. Zaczął się ruch. Przyjechał Mirza, żeby wszystkiego dopilnować. Zaczęli pojawiać się i ci, którzy nie dojechali wczoraj. Pojawiła się min. Angela. Dla mnie weteranka. W końcu w tamtym roku już to przebiegła, już ma za sobą debiut na tak długim dystansie. I, jak to kobieta, od razu zauważyła, że się nie ogoliłem. Następnym razem zadbam o to. Obiecuję. Zaczęło się krzątanie. Poinstruowaliśmy Jacka, naszego coacha, gregario i peacemakera w jednym, co i gdzie mamy i kiedy ewentualnie będziemy tego potrzebować. Wskoczyliśmy z Sebą w ciuszki i jazda do autobusu. Coraz bliżej start. A na dworze ciemno, zimno (niezbyt) i do domu daleko. Kilka minut jazdy wesołym autobusem i byliśmy już na miejscu startu. A wszyscy byli jacyś uśmiechnięci, zadowoleni… Dziwne, jakby nie wiedzieli, ze czeka ich sto kilometrów. Wyskoczyliśmy w ciemność. Na szczęście kilku z nas miało czołówki, które teraz się przydały. Jak dobrze, że tuż przy starcie był spożywczak. Wskoczyliśmy tam tak na chwilę, żeby złapać trochę ciepła. Ruch się zrobił jak za dawnych „dobrych” czasów, kiedy stało się długie godziny za delikatesami typu papier toaletowy itp. No i „nadejszla wiekopomna chwila”, ustawiliśmy się do startu, zaczęło się odliczanie i ruszyliśmy z galopa, tzn. gdzieś tak około 6:15-6:30 na kilometr. Od razu nasza grupka: Seba, Żiżi, Nata, Darek, ja ustawiła się w ogonie stawki. W końcu lepiej jest wymijać niż wymijanym być. Michał i Andrzej pogonili szybciej. Pierwsze kilkanaście kilometrów minęło nam dość szybko. Trochę żartów, rozmów pomogło prześlizgnąć się przez pierwsze kółko z małym hakiem. Szło równiutko, jak po sznurku. Bez rwania. Na punktach żywieniowych od rana szalały dzieciaczki z okolicznych szkół. Takiego dopingu i obsługi niejeden maraton by się nie powstydził. Zaczęło się rozwidniać i nasza grupka zaczęła pękać. Każdy miał inne plany na bieg, ale i tak postanowiliśmy się jeszcze spotkać. Na mecie, kiedy ukończymy nasze bieganie. I zaczęło się rozwidniać. Czołówka już nie była potrzebna.

Białe

Praktycznie już na drugim kółku rozjaśniło się. Zaczęło też się robić ciepło. Połykaliśmy kolejne kilometry. Na punktach żywieniowych pamiętałem o uzupełnianiu płynów i o przekąszeniu czegoś tam. Najbardziej smakowało mi ciasto drożdżowe. Pycha! Tak tuptając przez kolejne kilometry miałem czas podziwiać piękną polską jesień. Pogoda temu sprzyjała. Piękne słonce malowało wszystkimi kolorami. Na trzecim kółku zrzuciliśmy przepocone ciuszki i w suchych ruszyliśmy z Sebą dalej. Dołączył do nas Jacek. Po raz kolejny okazało się, ze taki gość na tego rodzaju imprezie, to skarb. Jacek nakręcał nas, trzymał tempo, mobilizował. Na punktach dbał o nas jak mama. Dzięki Jacku. Od jakiegoś czasu biegliśmy we trzech: nas dwóch Gochów i Tomek, którego poznaliśmy na trasie. Po 55 km dołączył jego kolega a mój imiennik – miłośnik jazdy na rowerze i windsurfingu. My tuptaliśmy, a Wojtek jechał obok i mobilizował nas a do tego obsypywał dużą porcją przydatnej wiedzy dotyczącej sportowego trybu życia. I nadszedł ten moment, gdzieś około 63-64km. Poszedłem nieco mocniej. Chciałem spróbować. Pociągnąłem i dalej biegłem już sam. Prawie do końca jedyną osobą, z którą mogłem porozmawiać, byłem ja sam. Końcówkę czwartego kółka przebiegłem z Darkiem i Żiżi, którzy minęli mnie z lekkością gazeli. Miałem się poddać. Powód? Noga zaczęła dawać znać o sobie. I znowu przypomniałem sobie słowa, które wracały niczym mantra: Nie każdy ból jest ważny! Wypuść ból uszami! I wypuściłem. I „pognałem” dalej. Na kolejne, przedostanie już kółko. Zanim jednak pogoniłem, spotkałem Micha, który właśnie skończył swoją batalię i który życzył mi szczęścia. Przedostatnie kółko biegło mi się chyba najlepiej. Szczególnie końcówkę, kiedy dołączył do mnie jakiś Pan (niestety nie pamiętam imienia) i ostanie pięć kilometrów tego okrążenia pobiegliśmy razem. Jacek poinformował mnie, że pociągnie Sebę do mety, żeby ten wyrobił się w czasie. A mi się tak dobrze biegło. I ruszyłem na ostanie kółko. Nie, na pewno nie jak kuna. Raczej przypominało mi to grację wołu, ale ważne, że ruszyłem. Jeszcze było jasno, ale nie za długo… Ten czas nie był jednolity. Po 65 km zaczęły się trudności, zaczął się Galloway. I było go coraz więcej…

Czarne

W oddali zaczęła znikać Żiżi z Darkiem, zaczęła znikać Nati a mi włączył się … racjonalizator. W końcu wiedziałem już, że zdążę przed czasem, że nie przekroczę limitu, więc po co do cholery się zarzynać. I jak mi się włączył, tak nie odpuścił mnie aż do 98km. Kombinowałem kombinowałem i zwalniałem. Do tego doszło zimno, a ja biegłem w koszulce na ramiączka. Doszedł też zmrok, który zastał mnie około 95km. W końcu dogonił mnie Tomek i … zmobilizował do dalszego wysiłku. I pobiegłem pomimo ciemności, które nie ułatwiały szybkiego przemieszczania się. Ostatnie 2km pogoniłem w tempie, którego się nie spodziewałem. To był sprint. Skąd ja miałem jeszcze tyle siły? Szkoda, że nie miałem przy sobie kogoś, to zmobilizował by mnie trochę wcześniej. I w końcu meta. Jak ja się cieszyłem, że udało mi się dokonać rzeczy do niedawna dla mnie niewyobrażalnej. Jest!!!!! Setka!!!!

Bęc

A potem była herbatka, były gratulacje i czekanie na Sebę, który w końcu dogonił metę i ukończył swoją walkę z samym sobą. Potem jeszcze prysznic, kilkanaście telefonów z gratulacjami i rozmowy rozmowy rozmowy. Wszyscy chcieli sobie pogratulować, podzielić się radością i wrażeniami. Mirza bardzo fajnie zorganizował zakończenie imprezy. To była uroczystość godna wysiłku. I losowanie fantów było (dostałem książkę o Kaliszu). Po oficjalnej części zaczęła się ta nieoficjalna, która przeciągnęła się kilka godzin. Aż szkoda było ponownie wracać do śpiwora, ale trzeba było. Rano czekała nas długa podróż. Okazało się, że to była droga we mgle. A noc? Prawie nie przespana. Wszystko bolało. Musi boleć. W końcu to była setka.
Podsumowanie? To była wspaniała przygoda! Można? Jasne, że można! Trzeba tylko puścić wodze swojej wyobraźni. Dołożyć ciężką pracę, litry potu i godziny biegania, często samotnego. I chyba najważniejsze, przynajmniej dla mnie. Być odważnym. Nie bać się, że się nie uda. Ten, kto chce biegać trochę więcej niż maraton, musi mieć trochę z szaleńca. Musi być trochę wariatem. Ale skoro mi się udało… to i wam się uda!



Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


Edek (2012-10-23,08:34): Brawo Wojtek i Seba !!! Już jesteście prawie prawdziwymi mężczyznami bo macie już 100 , no i trzeba jeszcze parę rzeczy zrobić. Wojtek pięknie się to czyta.
Mijagi (2012-10-23,08:40): Dzięki Edziu, ja już planuję kolejne starty. Spodobało mi się!
ultramaratonka (2012-10-23,08:52): Gratki :-) świetnie piszesz i jeszcze lepiej biegasz. Nie zdziwię się, gdy za klika lat zobaczę Twoją książkę w ofercie (pewnie już tylko cyfrowej). A przed kolejnymi startami troszkę odpocznij, intensywny miałeś sezon.
Mijagi (2012-10-23,08:53): Już odpoczywam. Te ostatnie starty traktuję towarzysko. W końcu trzeba odwiedzić znajomych.
Andrzej7 (2012-10-23,11:57): Czytając Twoje wspomnienia można znowu przeżyć wspaniałą imprezę.Kolejny bieg który jest wpisany na następne lata w kalendarz biegowy.
robaczek277 (2012-10-23,13:03): Gratuluje, też tam byłem i bardzo się ciesze bo to super miejsce na bieganie, well done !!!
Mijagi (2012-10-23,13:23): Andrzejku koniecznie trzeba tam wracać!
Mijagi (2012-10-23,13:24): Jacku, to tobie należy się wielki szacun. Taki wynik wykręcić!
bmorski (2012-10-23,20:20): 100 km ? Też mi coś ! Każdego tygodnia dwukrotnie zaliczam taki dystans z Piły do Poznania i to pociągiem Przewozów Regionalnych ! ;o) A tak na poważnie, to wiesz co mi w Tobie szczególnie imponuje ? Niezwykły progres umiejętności, wydolności i wiedzy biegowej. Podziwiam. Gratuluję !
Mijagi (2012-10-23,20:39): Marku, dzięki ale bez przesady. Trochę tam poczytam, trochę podreptam po krzakach i tyle.
kudlaty_71 (2012-10-24,09:41): ...wielkie gratki Wojtku...wielkie :)...
Mijagi (2012-10-24,10:16): Dzięki Wojtku
plutek (2012-10-24,10:44): Respekt!!!
Patriszja11 (2012-10-25,16:32): Gratuluję tytułu Supermaratończyka! Wprawdzie Twój opis jest zachęcający niczym tekst "Urodzonych Biegaczy" i na tyle bezbolesny, że można by się zastanawiać czy bardziej Ci się dłużyło w oczekiwaniu na ten start czy na trasie?:) ale wiem, że z pewnością nie było to łatwe zadanie, chylę więc czoła za każdy Twój po raz pierwszy pokonany kilometr poza granicą tego co poznane, no a było ich w tym biegu zapewne rekordowo dużo. BRAWO!
Mijagi (2012-10-25,19:26): Pati, każdy kilometr był jak wchodzenie w piękna przygodę. i chciało się coraz więcej. A ból? Był! Ale nie każdy ból jest istotny (słowa z książki Scotta Jurka)
izamoskal (2012-10-30,11:45): Gratulacje, Wojtek. Mnie do szczęścia brakuje właśnie tej magicznej stówy. Po Krynicy okazało się, że byłam w ogóle nie przygotowana. No, ale przyszły rok musi być lepszy :) Pozdrowienia!
Mijagi (2012-10-30,12:30): Iza, a ja marzę o 7Dolinach. Dasz radę, za rok Kalisz Twój!







 Ostatnio zalogowani
stanlej
20:43
rezerwa
20:28
Wojtek23
20:04
Zielu
19:55
entony52
19:51
kostekmar
19:38
tete
19:30
kasar
19:20
macius73
19:12
42.195
18:29
chris_cros
18:15
kubawsw
18:12
GriszaW70
18:10
Namor 13
17:46
mabeh
17:38
szyper
17:33
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |