Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [17]  PRZYJAC. [64]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Pamiętnik internetowy



Urodzony:
Miejsce zamieszkania:
34 / 65


2012-05-30

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Widzisz!? Nawet ten żółw cię wyprzedza! (czytano: 2787 razy)
(POPRAW WPIS , DODAJ ZDJĘCIE)



Wydaje mi się, że ten komentarz na mój temat idealnie określa cały bieg. Nawet żółw potrafi wyprzedzić w taki skwar. A uwierzcie mi - dziś nieźle się nawyprzedzałam, co w sumie było najbardziej męczące. By nie być na tyle bezczelną i mówić "lewa/prawa wolna", po prostu musiałam wślizgiwać się między pełzających biegaczy, na czym także traciłam siły.
Na Wolsztyńską Dziesiątkę przejechałam się pociągiem z wesołą gromadą Grodziskiego Klubu Biegacza. Było wspaniale - cudowna atmosfera, mnóstwo śmiechu przed biegiem, który stresował mnie wręcz niesamowicie. Pragnęłam jedynie złamać barierę jednej godziny, a przecież to tak niewiele. Dycha jak dycha, biegłam takich już kilka, a jednak strach mnie ogarnął na dobre.
Choć drzemie we mnie optymistyczna natura, miałam w głowie same czarne myśli - żadnego pudła nie będzie, żadnej złamanej godziny też nie, bo zdechnę na słońcu.
Wszystko przebiegło w ekspresowym tempie - obsługa w biurze zawodów, oddanie rzeczy do depozytu, wspólne zdjęcia, pogawędki. A mnie skręcało w brzuchu coraz bardziej...
Ostatnie rozmowy, powitania cieplejsze od aury panującej wokół (pozdrawiam Marcina) i musiałam ruszyć do mojej strefy czasowej - jak zawsze, na szarym końcu. Postanowiłam sobie - przebiegnę tę dychę. Choćbym biegła ponad godzinę, przebiegnę ją w każdym jej centymetrze.

Gdzieś z oddali usłyszałam odliczanie do biegu. Siedem... Sześć... STOOOOOOP! Nie jestem gotowa! Dwa... Jeden... ŁUUUUUU! Cholera jasna, dlaczego wystartowaliście!?
Cyk, chwyciłam na zegarku włączenie stopera i zaczęłam batalię o resztki godności tuptacza. W towarzystwie pani Danki i Natalii, dla której to była pierwsza dziesiątka, miałam zamiar przetuptać cały dystans.
No właśnie, miałam zamiar i na tym zamiarze się skończyło. Biegło mi się bardzo dobrze. Mimo że była klasyczna garówa, dzielnie walczyłam o każdy kilometr. Na około szóstym kilometrze zostałam samiutka. Tzn... Nie zostałam, ja PRZYSPIESZYŁAM. Ja, największy żółw w okolicy, zaczęłam WYPRZEDZAĆ kolejnych zawodników. Dacie wiarę? Nie będę cytować przekleństw, ale rozbawiło mnie dwóch chłopaków, których spotkałam pod koniec 7. kilometra. "Kobieta nas wyprzedza", powiedział jeden, a drugi miał załamkę na twarzy. Ha, chłopcy, nie byle jaka kobieta, bo tuptacz - jedyny w swoim rodzaju, żółwik pełzający coraz szybciej i szybciej... Widziałam w oddali Hondę i doganiając ją, próbowałam ją pociągnąć ze sobą, jednak stan jej zdrowia nie pozwolił na walkę. Modliłam się w duchu, żeby dobiegła calutka do mety... Możecie wierzyć lub nie, ale wyprzedziłam całe grono pedagogiczne - Dyrektora mojego liceum, wf-istę, a ostatnią "ofiarą" padła pani Renata, z którą chwilkę pogawędziłam na około 8. kilometrze. "Dzień dobry, pani Renato!" i czmychnęłam do przodu jak piłeczka.

Pożerałam biegaczy jak pacman, dopiero w wynikach zobaczyłam, że na drugiej pętli wyprzedziłam ponad 40 osób. Pierwszy raz czułam się tak dobrze, co za splot paradoksów... Słysząc słowa pewnej kobiety "widzisz!? Nawet ten żółw cię wyprzedza", dostałam dawkę mocy pozwalającej na niezłe cuda. Pod koniec biegu gorąco dopingował mnie Marcin, mój "trener". Padły słowa "Marcin, Marcin, przebiegnę po raz pierwszy w życiu całą dziesiątkę!". Chciało mi się płakać ze szczęścia, mimo że do mety było ok. 500 metrów.
Skąd tyle we mnie mocy, nie wiem. Był to najmądrzejszy bieg w moim życiu, o czym będą świadczyć liczby poniżej.
Dla formalności rozliczenie z poszczególnych kilometrów:
1. km 5:39min
2. km 5:38min
3. km 5:48min
4. km 5:42min
5. km 5:45min
6. km 5:56min
7. km 5:41min
8. km 5:33min
9. km 5:07min
10. km 5:02min
Dwa ostatnie kilometry załatwiły całą sprawę i dzięki nim przebiegłam 10km w czasie 55 minut i 56 sekund, co jest moim nowym rekordem życiowym na trasie z atestem PZLA. Myślę sobie - kurczę, przygotowywałam się do tego biegu TRZY tygodnie i od razu osiągnęłam tak kosmiczne efekty? Spokojna głowa, nic nie brałam, żadnego dopingu, bo nawet mnie na niego nie stać. Po prostu głównym bodźcem było założenie sobie konkretnego celu. Moim było przebiegnięcie całego dystansu, czego nigdy nie zakładałam na poprzednich zawodach. Udało się, żółw powolutku wraca do gry!
Będąc pewną, że nie zdobyłam nawet podium w kategorii wiekowej, poszłam na długą i odprężającą kąpiel. Poznałam wiele fajnych biegaczek - mówię Wam, społeczność biegowa jest baaaardzo pozytywnie zakręcona! Pierwsza myśl po wyjściu z łazienki "piwo, piwo, piwo!", jak na biegacza przystało ;-). Sącząc złocisty napój w towarzystwie paru klubowiczów, dorwała mnie pani Dorota. "Justyna, wyczytują cię!". Nie wiedząc o co chodzi, pobiegłam w stronę miejsca, gdzie rozdawano nagrody. Jak się chwilę później okazało, zajęłam drugie miejsce w kategorii wiekowej! Do teraz nie mogę w to uwierzyć...

Dałam radę, w końcu pierwszy raz w mojej biegowej przygodzie mogę powiedzieć, że sobie nieźle poradziłam. Choć nie dałam z siebie wszystkiego i biegłam bardzo zachowawczo, jestem z siebie taka dumna...
Odżyłam dzięki tym wszystkim kochanym buziom, których dawno nie widziałam. Ba, jest też Renia - co zabawne, rozpoznałam ją po owczarkównej, przesympatycznej psince. Ślę cieplutkie pozdrowienia!

Ten post został napisany w niedzielę, a dzisiaj mamy środę. Na 1,5 tygodnia wracam do szarej rzeczywistości, by 10.06. ponownie odwiedzić biegowe niebo. Ach, niech już nadejdzie ta chwila, błagam!
Obawiam się, że mogę nie znaleźć czasu na dzisiejszy trening na bieżni, jeden z najważniejszych przed półmaratonem. Poza tym, nie jestem do końca zregenerowana, coś tak jakoś mi świruje w nogach i nie wiem co!
Pani Renata powiedziała przed biegiem "sukces ma wielu ojców" i zaczęła się śmiać. Nie miałam zielonego pojęcia, że i mnie przytrafi się zbieżność wydarzeń z tymi słowami. Ojcami mojego sukcesu byli: Kierownik (rozpisał mi trening), wszyscy biegacze (klubowicze + Marcin i Bartek), wolontariat (dziękuję za to, że pozwoliliście brać mi kilka kubeczków wody!), kibice (którzy w różnoraki sposób mnie wspierali - dzięki!) i tak trochę ja, ale tylko trochę :-).
Pozdrawiam Was serdecznie, JustineFCB.

Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


snipster (2012-05-30,13:20): Dżastin wielkie gratki :) miłe jest uczucie, kiedy pokonuje się własne bariery, szczególnie w sposób nieoczekiwany ;) no i miło to opisałaś ;)
doogi (2012-05-30,13:29): fajny finisz, brawa, dobrze jest zostawić trochę sił na ostatni kilometr bo wtedy wyprzedzanie tych co za szybko zaczęli jest jeszcze lepsze i buduję charakter to tak z punktu widzenia amatora :) swoją drogą gdy mnie ktoś dogania na ostatnich metrach to się tak łatwo bez walki nie poddaję.
renia_42195 (2012-05-31,14:19): Gratuluję !!! Dobrze powiedziała Tobie Pani Renata !!! Pomozesz na końcówce w Grodzisku ??? Jakby co ???
renata67 (2012-05-31,15:12): Tak, jak usłyszałam Twój głosik na trasie to sama do siebie się śmiałam-przebiegłaś,a właściwie przeskoczyłaś jak piłeczka. Dobrze,że w porę się urwałaś bo miałaś jeszcze dużo sił. Fajnie jak ktoś znajomy się przywita przy wyprzedzaniu, niektórzy robią to w milczeniu i widać tylko ich plecy. Proponuję już rozstać się z "żółwikiem":). Twoja "ostatnia ofiara" jak to określiłaś:)
Arek_S2 (2012-05-31,21:42): Widzę, że u Ciebie talent biegowy dorównuje pisarskiemu. Pięknie opisałaś to, co mnie w bieganiu najbardziej fascynuje - czyli odkrywanie, że można zdecydowanie więcej niż się o sobie myślało. Gratuluję wyniku i pięknej relacji. Twój kolega klubowy.







 Ostatnio zalogowani
marianzielonka
22:56
mario1977
22:55
witul60
22:42
cierpliwy
22:03
Chudzik
21:58
Stonechip
21:43
przystan
21:41
Admirał
21:41
marekcross
21:36
Piotr Fitek
21:25
johnlyndon
21:24
Fred53
21:03
INVEST
20:59
jacek50
20:58
stanlej
20:43
rezerwa
20:28
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |