Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [55]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
kokrobite
Pamiętnik internetowy
Widziane z tyłu

Leszek Kosiorowski
Urodzony: --------
Miejsce zamieszkania: Jelenia Góra
197 / 300


2012-01-23

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Kapitalna Jilemnicka 50! (czytano: 1519 razy)

 

Falstart był straszny! Pełen zapału rwałem przed siebie, a narty stały. Przykleiły się, czy co? Jeszcze ktoś mi walnął w kijek i się wygiął. Wszyscy polecieli, a ja zostałem, jak w blokach startowych. Jedyny Polak w stawce i taki pasztet. Dobrze, że nie miałem napisane na czole, skąd jestem, bo by mnie Czesi wyśmiali. Czapkę miałem niemiecką, więc może moje frycowe poszło na konto Niemiaszków.

Piotrek z Salomona mówił, że jak się posmaruje narty, to na początku śnieg może się przeklejać. Tym razem smarowali serwisanci ze Swixa, niby o ostrzeżeniu Piotrka pamiętałem, ale żeby aż tak się narty ze śniegiem skleiły...

Po stu metrach dreptania zatrzymałem się, zdjąłem narty, kijkami usunąłem z nich śnieg i ruszyłem w pogoń za ostatnimi. Po chwili minąłem jednego, który miał podobny problem do mojego. Spokojnie, myślałem, przecież zawsze lubiłem gonić.

Pierwsze kilometry trasy Jilemnickiej Padesatki były dosyć trudne. Sporo ostrych zakrętów. Momentami zjeżdżało się w rynnach, a nie w torach. Potem jednak było coraz lepiej. Długie zjazdy z łagodnymi zakrętami, niektóre bardzo szybkie, oraz parusetmetrowe podbiegi. Płaskich odcinków prawie wcale. Na drugim kółku sypał śnieg, więc tory stały się wolniejsze. Niemal cała trasa leciała w lesie, w większości po trzech torach, widoki na Karkonosze były z dwóch krótkich odcinków.

Na nominalne 50 km (w rzeczywistości mogło być około 49 km) startowało około 250 osób, pół godziny po nas ruszyły dwie setki na 25 km. Zawodników więc niezbyt wielu, dzięki temu miejsca na dobrze przygotowanej trasie dużo. Na drugim kółku odległości między narciarzami zrobiły się tak spore, że momentami nie widziałem nikogo przed sobą.

Po falstarcie narzuciłem własne tempo maksymalne. Były ku temu warunki. Jilemnicka jest znacznie mniejsza i mniej znana niż Jizerska, ale możliwości dania z siebie tego, co się ma najlepsze, oferuje zdecydowanie większe. Po tygodniu urlopu, podczas którego pięć razy byłem na biegówkach, czułem się wypoczęty i rozgrzany biegówkowo, a do tego nienasycony po rozczarowaniu Jizerską.

Zjazdy nie są moją mocną stroną, ale starałem się na nich jechać tak szybko, jak się da. Parę razy miałem strach w oczach przed zakrętami, ale wywaliłem się tylko raz. Na podbiegach za to ciągnąłem ostro do przodu i wyprzedzałem całe grupy. Na płaskich kawałkach niektórzy mi się rewanżowali. Tak jak Jindra z Tanwaldu, znajomy Czech – wziąłem go na pierwszym kółku, blisko półmetka wyprzedził mnie, ale na drugim znowu byłem przed nim i tak już zostało. Pierwszy raz finiszowałem szybciej niż on.

Na punktach było wszystko, czego dusza zapragnie – herbata, izo, rodzynki, czekolada, mandarynki, banany. Pełno młodych wolontariuszy. W wątpliwych miejscach, gdzie ktoś nie znający trasy mógłby zbłądzić, stali porządkowi i wskazywali kierunek biegu. Poza tym trasa była świetnie, wręcz idealnie oznakowana.

Przez cały dystans powoli przesuwałem się do przodu. Gdy przed startem sprawdzałem czasy z 2011, okazało się, że czeka mnie walka o to, by nie być ostatnim. Madshusy bez łuski i pasujący mi pagórkowaty profil, jak również totalna moblizacja (jedyny reprezentant kraju Kowalczyk ostatni? O nie! ;-) pozwoliły mi jednak utrzymać tempo do końca i zostawić za sobą prawie pół setki startujących. O tym, że nie będzie źle, przekonany byłem od momentu, gdy zaczynałem wyprzedzać tych z biegu na 25 km. Wystartowali wprawdzie 30 minut później, ale mieli przed sobą przecież o 25 km mniej.

Czas 4:17 – o prawie dwie godziny krótszy niż na Jizerskiej. Poczucie spełnienia – na mecie byłem zmęczony, ale zadowolony. Poza falstartem, który był frycowym, które po prostu trzeba było kiedyś zapłacić, i jedną wywrotką na niezbyt trudnym zjeździe, wszystko zrobiłem tak, jak należy.

Na mecie przybiliśmy sobie piątki z chłopakami, którzy dotarli do celu przede mną i po mnie. Oni też byli bardzo zadowoleni, obaj również mieli za sobą męczarnię na Jizerskiej.

Jilemnicka odbywała się na trasach ze startem w wysoko (930 m n.p.m.) położonej wsi Benecko. To była rezerwowa trasa, początkowo zawody miały zostać rozegrane w pobliżu miasteczka Jilemnice – około 10 km od Benecka (jakieś 400 metrów niżej). Tam jednak było za mało śniegu.

W Jilemnicach po zawodach, na czymś, co przypominało stołówkę, było jedzenie dla startujących – cztery dania do wyboru, można było sobie różne rzeczy dokupić po symbolicznych cenach. Fajnie, że było to jedzenie, choć nie o żarcie mi chodzi, ale o to, że można było jeszcze poodychać atmosferą zawodów.

Do Benecka dotarłem samochodem – około 70 km z Jeleniej Góry. Wstałem za pięć piąta, wyjazd o 5.45. Droga przez Jakuszyce była biała, ale całkiem niezła, i pusta. W Benecku zameldowałem się po niespełna dwóch godzinach spokojnej jazdy. Numer z chipem i paroma drobiazgami (w tym talonem na 20 procent rabatu na dowolną rzecz w Intersporcie – wielu Czechów z tego po imprezie skorzystało), odebrałem jako jeden z pierwszych. Zaparkowałem 300 metrów od startu, więc focus był moją szatnią.

Wrażenie ogólne z Jilemnickiej: SUPERRR!!!!

Ocena ekonomiczna (stosunek wysokości wpisowego 350 koron do jakości biegu) – 10/10!

A teraz Bieg Gwarków. O ile na Jilemnickiej chciałem się ścigać, to na Bieg Gwarków jadę z zupełnie innych powodów: po pierwsze poznać na nartach (bo kiedyś, w poprzednim wieku, byłem dwa razy jako obserwator) zawody o bardzo długiej tradycji, po drugie przekonać się, ile są warte opinie licznych znajomych biegaczy, znających się na rzeczy, jakoby Gwarki były do luftu: że trasa fatalna, organizacja beznajdziejna, na poziomie lat, gdy Gwarki się rodziły, i inne takie. Takich negatywnych sygnałów miałem tak wiele, że aż sam jestem ciekaw tej imprezy. To tylko 60 km od domu, dystans wynosi zaledwie 20 km, wpisowe jedynie 30 zł, więc wiele czasu, sił i kasy nie ryzykuję.

Zdjęcie zrobione w piątek w Rokitnicy nad Izerą.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Marysieńka (2012-01-23,19:52): Po lekturze zdecydowałam...muszę nauczyć się na biegówkach "lotać"...Gratki:))
Truskawa (2012-01-23,20:56): Lubię czytać Twoje relacje z zawodów biegowych ale zazwyczaj mam potem wyrzuty sumienia, że znowu nie próbuję. Nie potrafię chyba jednak zrezygnować z miłości do zjazdówek. Fajnie się to czytało. :)
Jasiek (2012-01-23,21:17): Gratuluję i powodzenia na Gwarkach! :)
kokrobite (2012-01-23,21:38): Kochani, rozumiem, że macie daleko, ale jeśli będziecie mieć kiedyś okazję, spróbujcie, koniecznie! Biegówki są po prostu genialne.
wiesław (2012-01-23,22:00): GRATULUJĘ ! No to " walczymy " w niedzielę na Gwarkach.
jacdzi (2012-01-23,22:20): Ach te biegowki! Jade w sobote na tydzien w gorki i beda biegoweczki! Juz sie ciesze.
Hepatica (2012-01-23,23:24): Jeny jak fajowo się czytało:))). Gratuluję:))) I powodzenia na Gwarkach:))).
kokrobite (2012-01-24,10:24): Dziękuję za gratki i życzenia. Przybywajcie na biegówki - warunki śniegowe w Sudetach są wymarzone, śniegu mnóstwo, a na odwilż się nie zanosi, więc będzie tak jeszcze długo.
marian (2012-01-24,17:01): Leszek Ci co nie biegają na nartach nie wiedzą co tracą. Biegi narciarskie to najlepsza dyscyplina sportowa. Mam pytanie Leszku czy zamierzasz zaliczać biegi w ramach cyklu WORLDLOPPET (przynajmniej 9 w Europie i jeden poza Europą).
kokrobite (2012-01-24,20:52): Witaj Marianie, chciałbym kiedyś powtórzyć Marcialongę, parę innych biegów też mnie nęci. Ale nie w tym sezonie. Pozdrawiam, trzymam kciuki za Twoje plany wyjazdowe :-)
Kkasia (2012-01-25,20:20): świetne, "oddające" zdjęcie! i mnie zachęciłeś! znalazłam już miejsce gdzie mogę pożyczyć narty i instruktora. teraz czekam na śnieg! pozdrawiam i gratuluję!
kokrobite (2012-01-25,21:51): Brawo! Jak spróbujesz, to się zakochasz :-) Powodzenia!
maiesky (2012-01-28,15:28): Nieźle- czytałem o fatalnym stanie trasy podczas Jizerskiej. Na bieg Gwarków się nie wybieram, ale również słyszałem dużo złych komentarzy o organizacji- rok temu to się krew lała, prominenci przemawiali a dzieci marzły. Uwaga tam na bardzo niebezpieczny zjazd z zakrętem, można nawet nartę złamać. Biegasz w zawodach SNS? Pozdrawiam
kokrobite (2012-01-28,19:44): Dzięki za ostrzeżenie. W SNS nie startuję. W Jakuszycach biegam bardzo często, więc na starty - dla urozmaicenia biegówowego życia - wybieram miejsca położone gdzie indziej.







 Ostatnio zalogowani
s0uthHipHop
23:51
rdz86
23:34
soniksoniks
23:14
ula_s
22:54
mario1977
22:41
valdano73
22:29
ronan51
22:23
mieszek12a
22:12
gtriderxc
22:08
chris_cros
22:08
kostekmar
21:42
viesio
21:37
bobparis
21:37
jantor
21:23
aga74
21:23
zulek
21:15
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |