Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [31]  PRZYJAC. [132]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
tdrapella
Pamiętnik internetowy
Luźne myśli z nie tak odległego kraju...

Tomasz Drapella
Urodzony: 1979-07-31
Miejsce zamieszkania: Gdansk / Vänersborg
58 / 105


2011-09-18

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Impact Winiec Triatlon 2011 – wspomnienie (czytano: 1846 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: http://www.winiec.pl/galeria,3,galeria.html

 

Jest niedzielny ranek. Godzina bynajmniej nie niedzielna. Pospać by się chciało trochę dłużej, ale dzieci jakoś nie wiedzą co to znaczy weekend. Zwlekam się z łóżka i robię poranną kawę. Sięgam do szafki z kubkami i wyciągam, jak zwykle, kubek z napisem „Impact Winiec Triatlon”. Siadam przy stole i mimowolnie się uśmiecham... Wracają piękne wspomnienia tegorocznej edycji triatlonu w Wińcu...

Na ten start czekałem z wielkim utęsknieniem. W zeszłym roku było cudownie, a w tym roku zapowiadało się jeszcze lepiej, bo jechaliśmy całą rodzinką i zostawaliśmy na dwie noce w tym urokliwym miejscu, wśród wspaniałych ludzi. Śledząc newsy na stronie zawodów wychodziłem z podziwu dla Krzyśka organizującego zawody i coraz niecierpliwiej czekałem na dzień w którym wreszcie pojedziemy do Wińca. Wyasfaltowano spory kawał drogi we wsi, gdzie w zeszłym roku stały wielkie błotne kałuże, zmieniono trasę rowerową aby uniknąć najgorszych odcinków w przypadku ulewnych deszczy, a na dodatek (co jest na prawdę rzadkością na zawodach triathlonowych nawet dużej rangi) zamknięto ruch kołowy na czas przejazdu trasą rowerową. Zapowiadała się niesamowita impreza, a Krzysiek jeszcze miał w rękawie kilka niespodzianek. Nie liczyłem na powtórkę sukcesu z zeszłego roku – znam swoje miejsce w szeregu – ale zamierzałem walczyć i zaprezentować sie jak najlepiej. Treningi w ostatnim miesiącu poprzedzającym ten start były niestety dość chaotyczne i nieregularne z powodu wakacyjnego rozprężenia powodującego chroniczny brak czasu z powodu zbyt dużej ilości wolnego czasu (jeśli wiecie co mam na myśli) ale przecież nie jestem zawodowcem i są w życiu jeszcze inne ważne rzeczy i nie samym treningiem i sportem żyje człowiek :)

Do Wińca dojechaliśmy w piątek po południu. Krzysiek powitał nas bardzo serdecznie i umieścił w swoim pensjonacie. Pachniało już zawodami. Strefa zmian z pięknymi i bardzo pomysłowymi stojakami na rowery wg pomysłu nadleśnictwa (potężne pnie z zaciętymi szczelinami do wsunięcia koła roweru), z dywanikami (sic!), co by zawodnicy stóp nie poranili przez przypadek o trawę, no i niesamowita brama na nasz finisz. Brama skopiowana z zawodów mistrzostw świata ironmanów na Hawajach! Zaczęli się też zjeżdżać inni uczestnicy. Spotkałem Maćka z żoną, Olę która w zeszłym roku wygrała wśród kobiet. Okazało się że jest po cieżkim wypadku, miała pogruchotaną kość udową i wciąż jeszcze ma kilka śrub w ciele... Brrr... A mimo to nie mogła sobie odmówić startu w Wińcu i ja się jej wcale a wcale nie dziwię. Kto tu raz przyjechał będzie chciał wracać co rok.

IMGP2775
Tablica na której każdy wpisywał swoje powody dla których startuje w tej imprezie

Rozmawialiśmy trochę o trasie rowerowej, a zwłaszcza o pierwszych 10km które prowadziły leśnymi duktami. Czy będzie się dało tam jechać na szosówkach? Byliśmy dość sceptyczni co do tego, ale postanowiliśmy wypróbować. Przejechać sie dało, ale w moim wykonaniu to była właściwie walka by się nie wywalić, ale cóż, innego roweru niż szosowy nie miałem ze sobą, więc wyboru nie było, ale przynajmniej oswoiłem się z trasą i dzień później było już zdecydowanie lepiej. Wiedziałem, że co stracę na duktach leśnych, z nawiązką odbiję sobie na asfalcie.

W sobotę rano, w dzień zawodów spadł deszcz. Na szczęście był tylko przelotny i w sumie tylko nam pomógł, bo przynajmniej nie kurzyło się tak na trasie jak w piątek. Na czas samych zawodów pogoda nam dopisała idealnie. Zaczęło się od prezentacji wszystkich zawodników. To bardzo miła chwila, możliwa tylko na takich kameralnych zawodach, ale dzięki temu nikt już nie jest anonimowy. Każdy ma imienny numer, każdy się mógł zaprezentować w bramie finiszowej przed zgromadzoną publicznością. Na prawdę piękna chwila i daje to kopa by się jeszcze lepiej przyłożyć i dać z siebie naprawdę wszystko...

DSC06219
Prezentacja zawodników

Potem ostatnie chwile rozgrzewki, jeszcze sprawdzenie wszystkiego w strefie zmian i już ruszamy do wody i czekamy na sygnał startu. Jest nas prawie trzy razy więcej niż rok temu i czuje się już pewien tłok w wodzie, zwłaszcza zaraz po starcie.

DSC_0423_712x600
10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1… start!

Ktoś mnie łapie za nogę i ciągnie do tyłu. Nie powiem, żeby to było miłe uczucie, ale nic to. Chwilowa sportowa złość daje kopa do przodu. Widzę jak czołówka szybko mi odpływa. Wydawać by się mogło, że nie przebierają tymi łapskami szybsiej od innych a jednak oni suną jakby woda miała dla nich inny opór i pewno tak jest. Eh, technika. Trzeba będzie jeszcze nad tym popracować. Z wody wyszedłem jako dziesiąty tracąc ponad 3,5 minuty do najszybszego. Niby nie dużo, ale to jednak prawie 2km na rowerze i kilometr w biegu więc przepaść.

G_0559 small
A_DSC0230 s
Koniec pierwszej części i zmiana na rower…

W strefie zmian całkiem sprawnie, choć musiałem założyć jeszcze Garmina na rękę którego w ostatniej chwili wspadziłem pod czepek a nie na rękę, co by mi pokazał potem wiarygodną trasę pływania. Pierwsze 10 km na rowerze to dla mnie walka o przetrwanie. Wiedziałem, że na tym odcinku stracę sporo pozycji, ale po prostu bałem się szybciej jechać po piachu na takich cienkich oponkach. Przed trudniejszymi odcinkami wypinałem jedną nogę z pedału aby się móc asekurować. Przy jedniej takiej asekuracji kopnąłem piętą w detektor sensorów prędkości i kadencji. Wkręcił się w szprychy. Na szczęscie obrócił się tak, że nie kolidował więcej z kołem, ale wszystkie liczniki wysiadły,z wyjątkiem garmina na ręce. Nic to, ważne że jadę dalej. Potem się okazało, że koło się lekko zdecentrowało, ale można było jechać. Na asfalcie zacząłem nadrabiać straty i odzyskałem kilka pozycji.

IMG_0585_715x477
IMG_0591_715x477

Tu czułem się już wyśmienicie na mojej „czerwonej rakiecie”. Przed wjazdem do Miłomłyna udało mi się dogonić Piotra, który przykleił się do mnie i przez kilka kilometrów tasowaliśmy się zmieniając co i rusz na prowadzeniu, ale w końcówce udało mi się urwać i wyrobić w miarę bezpieczną przewagę przed biegiem.

Bieg się zaczął nienajlepiej bo od razu po ruszeniu poczułem jakiś patyk w bucie. Było to na tyle dokuczliwe, że musiałem się zatrzymać i go wyjąć. Zdjąłem but i załorzyłem ponownie, bez rezultatu. Patyk siedział w skarpecie. Musiałem się zatrzymać ponownie i tym razem zdjąć skarpetę i tak do mety biegłem już w jednym bucie ze skarpetą, a w drugim bez :) Początkowe kilometry poszły dość szybko, choć czułem że mam tu największe braki kondycyjne i to nie była już ta lekkość biegu jak rok temu. Po za tym od mijanych funkcjonariuszy wiedziałem, że do zawodnika przede mną mam dużą stratę, której praktycznie nie miałem jak odrobić. Więc i nie było takiej presji, takiej walki jak rok temu, gdzie gnany walką o zwycięstwo walczyłem do prawie ostatnich metrów. Tu już od piątego kilometra zacząłem odczuwać spore zmęczenie, a ani przede mną, ani za mną nie widziałem żadnego zawodnika. Tempo spadło, a ja już tylko kontrolowałem sytuację.

IMG_0651_715x477
Samotna walka z samym sobą na trasie biegu…

Na wspaniały finisz przy dopingu publiczności i anonsowany przez Krzyśka z mikrofonem w ręku wpadłem dając z siebie wszystko i z wielkim zadowoleniem przekroczyłem linię mety na ósmej pozycji.

G_0837 s
DSC_0485
Na mecie każdy czuł się zwycięzcą :)

Przed zawodami zakładałem czas około 2h10-12min a zawody ukończyłem z czasem 2:09:23 więc ciut lepiej niż realnie zakładałem przed zawodami. Pewnie gdyby było z kim walczyć na trasie biegu to wynik byłby może z dwie minuty lepszy, ale i tak nie zmieniłoby to mojej pozycji na mecie (chyba że na gorszą gdybym tę walkę w biegu przegrał).
Ale to ósme miejsce to było wszystko na co mnie było stać w tym roku i jestem z tego miejsca bardzo zadowolony. No i z tego, że nie dałem się wyprzedzić żadnej kobiecie :P No nie lubię jak kobieta mnie bije i już :)

A wracając do samej imprezy, to moim zdaniem jest to najlepsza impeza nie tylko triatlonowa, ale i sportowa w jakiej startowałem. To miejsce jest niesamowite, a organizacja na najwyższym poziomie. Kameralność tej imprezy powoduje, że każdy może sie tu poczuć ważny i wyjątkowy. Widać ile serca wkładają w to organizatorzy i wszyscy wolontariusze. Atmosfera jest po prostu fantastyczna.

DSC_0427_712x600
Kibice na plaży czekają na pierwszych zawodników…

DSC06359
A to mój mały support team :) Olga chwilowo gdzieś znikła z koleżankami :)

IMGP2614_900x600
Wspólny finisz drugiej i trzeciej zawodniczki na mecie

Nie odbyło się ironman party na koniec, ale nie przeszkadzało mi to zupełnie. W zamian za to było wieczorem ognisko z kiełbaskami i piwkiem na które wszyscy byli zaproszeni. Wiedziałem, że Krzysiek pojechał do szpitala zobaczyć co się stało z jednym z uczestników który się poturbował na trasie rowerowej. Takie wypadki zadarzają się często podczas walki na rowerze. „Gdzie drwa rąbią tam wióry lecą”. Sam w zeszłym roku zakończyłem start w jednych zawodach triathlonowych w Szwecji właśnie po wywrotce na asfalcie.W tym roku w Wińcu zawodnik miał pecha i złamał rękę, a potem odstąpił swój rower koledze który jechał za nim i złapał gumę na prawie 17km przed metą i dzięki temu mógł on ukończyć te zawody. I to też mi się tak niesamowicie podoba w tym „amatorskim” triatlonie uważanym przez polski związek triatlonowy jedynie za „rekreację” a nie prawdziwe zawody. Na „normalnych” zawodach triatlonowych jakakolwiek pomoc wzajemna jest zabroniona, ale nie tu i to jest piękne, że rywalizacja nie przeszkadza w podaniu dłoni innemu zawodnikowi. W zeszłym roku Włoch, z którym walczyłem na trasie rowerowej widząc, że ani ja ani Piotr jadący z nim nie mamy ze sobą bidonu, częstował nas swoim izotonikiem choć walczyliśmy o czołowe lokaty. Potem ja miałem możliwość odwzajemnić się tym samym podczas biegu kiedy to ja miałem butelkę powerade’a w dłoni a on nie. I to uważam za pięknego ducha rywalizacji. A czy te perfekcyjnie przygotowane zawody, które zwycięzca wygrywa w czasie 1:50:15 (1km pływania, 35km na rowerze z czego 10km po drogach leśnych i 10km biegu po trudnej i wymagającej trasie biegowej) moża uważać za rekreację to niech każdy sam oceni. No tak, ale nie było licencjonowanego sędziego, który pewnie chciałby zdyskfalifikować zawodnika który dojechał do mety nie na swoim rowerze. I moim zdaniem bardzo dobrze, że go nie było i mam nadzieję, że nigdy nie będzie, bo w to, że zawody odbędą się za rok bardzo głęboko wierzę.

Kawa mi już całkowicie ostygła, ale lubię i taką. Wspomnienia wróciły po raz kolejny i będą wracać jeszcze nie raz. Na półce w przedpokoju leży czapeczka z logo zawodów, którą chętnie zakładam wychodząc z domu, bo jest po prostu fajna i ładna. W szafie czeka na trening koszulka termoaktywna z logo zawodów, a na treningi na basenie biorę żółty czepek z napisem (a jakże) Impact Winiec Triathlon :) Na wielu zawodach trzeba czepki oddać bo zliczając czepki ogranizatorzy upewniają się, że wszyscy wyszli z wody, a tu mamy je na pamiątkę. Jestem dumny z mojego startu w tych zawodach i wiążą się one dla mnie z bardzo miłymi chwilami, do których bardzo chętnie wracam i będę jeszcze wracał nie raz i nie dwa.

0996 small
Wspaniałe kryształowe medale jakie czekały na nas na mecie.

Wybaczcie wszyscy, którzy czekali tak długo na ten wpis, ale choć wpis jest po sześciu tygodniach od zawodów, to są one nadal bardzo świeże w mojej pamięci i jeszcze długo takie pozostaną...




Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


mamusiajakubaijasia (2011-09-18,15:15): A, to bardzo miła lektura niedzielna była, wiesz? Pozdrowienia gorące dla support teamu:)
Gulunek (2011-09-18,16:54): Super :) Cały czas układam sobie w głowie zjawisko zwane tri... może kiedyś się odważę :)
tdrapella (2011-09-18,21:52): Gaba, masz również pozdrowienia od support teamu. A Jerzyk specjalne od Olgi :)
tdrapella (2011-09-18,21:54): Marku, mam nadzieję, ba pewność, że się kiedyś odważysz. A na debiut polecam triathlon w Wińcu, jeśli tylko dalej będzie organizowany. Nie ma lepszego miejsca na debiut i mogę Ci to zagwarantować :)
Truskawa (2011-09-19,00:04): Fajnie się czytało i oglądało. :) Zwłaszcza zdjęcie z mety. :) Kiedy następny triatlon? :)
tdrapella (2011-09-19,12:46): Jeśli będzie w Wińcu za rok to postaram się tam przyjechać i powalczyć. Jakieś sprinty ew. dystans olimpijski pewnie się uda w przyszłym roku, ale z dłuższymi dystansami na razie będę musiał poczekać. Parę lat pewnie...
jacdzi (2011-09-19,19:00): Ach te wspomnienia.... Ja mam tak gdy wyciągam z szafy T-short z jakiegoś biegu.
tdrapella (2011-09-19,21:03): A ja Jacku tego T-shitra z tego biegu wrecz szukam w szafie :)
Marysieńka (2011-09-21,14:29): Wielkie gratki....wiele potrafię sobie wyobrazić....triatlonu jakoś nie...a szkoda:))
impactor (2011-09-21,17:20): dzięki za te impresje po zawodach. Liczyłem, że ktos to zrobi -a Ty zrobiłeś to przewybornie. Ja nic nie moglem napisać (sponsor) choć bardzo chciałem. Pozdrowienia
tdrapella (2011-09-21,22:44): Marku, cała przyjemność po mojej stronie, bo gdyby nie ty to pewnie tego triatlonu by nie było :) Teraz warto by jeszcze przekonać Krzyśka, by nie kończył tak wspaniałej imprezy. Mam wielką nadzieję, że odbędą jej się kolejne edycje...
Jasiek (2011-09-22,18:00): Swoimi wspomnieniami wodzisz mnie Tomku na pokuszenie... ale chyba skończy się na marzeniach. Gratuluję! :)







 Ostatnio zalogowani
camillo88kg
09:41
Admin
09:27
kos 88
09:22
biegacz54
09:18
scianka
09:16
kostekmar
08:57
Serce
08:54
mirotrans
08:43
Leno
08:22
luki8484
08:01
platat
07:59
michu77
07:56
arturgadecki
07:51
Mikesz
07:12
Januszz
06:35
Bartuś
06:33
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |