Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [86]  PRZYJAC. [344]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Marysieńka
Pamiętnik internetowy
Powrót

Maria Kawiorska
Urodzony: 1956-07-21
Miejsce zamieszkania: Borowy Młyn
799 / 1019


2011-09-13

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Zwycięstwo, rozsądek a może...porażka..? (czytano: 3362 razy)

 

Najważniejszy start sezonu za mną
Trwał aż 3.38.08 .
Miałam okazję porozmawiać z samą sobą no i z...maratonem.
Właściwie to on cały czas mówił.
Ja tylko jeden raz "zbuntowałam" się.
Już na 4 kilometrze nieśmiało zapytał czy chcę dalej biec z bólem Achillesa, i w taki upał?
Przeciwstawiłam się i pobiegłam dalej.
I na tym skończyła się moja "władza" nad maratonem.
W chwili kiedy naiwnie sądziłam, że "najgorsze(ból Achillesa ustał)mam za sobą, maraton pokazał mi swoje ząbki.
Najpierw zasugerował, żeby zwolnić tempo, które w tym momencie bardziej "świński galop" przypominało niźli bieg.
Potem życzliwie podpowiadał..chcesz mnie "zaliczyć", lepiej przejdź do marszu.
Grzecznie, bez najmniejszego protestu wykonywałam każde "jego wysokości" polecenie.
Nie obyło się bez złośliwych uwag z jego strony..typu..
Oj Kawiorska, Kawiorska!!!!
Za bardzo w piórka obrosłaś!!
Zaczęłaś nosa zadzierać.
Zaczęłaś nawet mnie lekceważyć.
Wydawało się Tobie, że bez treningu można mnie przebiec??
Nic z tego moja droga!!!!
Chcesz mnie przebiec w zadowalającym Ciebie czasie?
Weź się za solidne trenowanie.
Nie myśl sobie, że ta „popelina”, którą treningiem nazywasz daje przepustkę do szybkiego biegania.
Sama wiele razy mówiłaś, że jestem bardziej wymagający od najbardziej kapryśnej kochanki.
Że nie znoszę zarozumialców, że takim z wielką satysfakcją pokazuję , ile napracować się trzeba, żeby mnie przebiec.
Nie może tak być, żeby bez należytego przygotowania pokonać mnie w 3.20.
Na taki czas pozwalam jedynie nielicznym.
Do Ciebie mam wielką słabość, Ciebie lubię dlatego na dwa poprzednie maratony, dostałaś ode mnie fory.
Dlacezego???
Obiecywałaś solidnie trenować i co??
W piórka obrosłaś!!!
Myślałaś, że przebiec mnie to „pikuś”.
Nic z tego moja droga.
Zacznij wreszcie poważnie mnie traktować, albo daj sobie ze mną spokój.
Ja buntowniczka, wszystkiego wysłuchałam z pokorą.
Dogadałam się z maratonem, że tym razem potraktuję go jako długi trening przed kolejną próbą zmierzenia się z nim.
Coś tam marudził, ale ostatecznie zgodził się ze mną, że z dwojga złego..znaczy zajechania się lub zejścia to będzie najlepsze rozwiązanie.
Trudno było mi przejść do marszu, bo nigdy jeszcze(oprócz maratonu karkonoskiego)tego nie robiłam, dlatego postanowiłam że pierwszą połóweczkę przebiegnę, a drugą marszobiegiem zaliczę.
Nie wiem dlaczego, ale tak jakoś wstydziłam się….jednak kiedy zobaczyłam, że niemalże wszyscy „spacerują” przestałam mieć opory. Przy każdym punkcie odświeżania kąpiel w miskach sobie fundowałam. Dzięki temu chyba udało mi się dotrwać do mety a nawet ostatni kilometr w planowanym maratońskim tempie przebiec.
Zwykle maraton kończy się w chwili przekroczenia linii mety.
Dla mnie tak naprawdę zaczął się trzy godziny po jego ukończeniu.
Najgorszemu „wrogowi” nie życzę takiego samopoczucia.
Dosłownie czułam jak uchodzą ze mnie siły, a głowa miałam wrażenie, że za chwilkę pęknie mi, żołądek chyba w trąbkę się zwinął i z całych sił krzyczał..chcę wymiotować, ale nie mam czym
Czułam się tak źle, że poprosiłam Darka, żeby poszedł po lekarza.
„Wyzuta” z sił oparta o drzewo słyszę jak ktoś pyta Darka
A ta Pani biegła maraton??
Z trudem unoszę głowę i widzę, że idą po mnie z noszami.
Lekarz próbuje wyczuć tętno…"słabo wyczuwalne i bardzo nierównomierne" słyszę……zaniesiemy panią do punktu pomocy.
Resztkami sił bronie się, że nie chce na nosze bo wiem, że jak się położę..stracę przytomność.
Z jednej strony Darek z drugiej lekarz biorą mnie pod pachy…i niemalże zanoszą do punktu pomocy.
Dostaję dwa zastrzyki…(pupa do dziś mnie boli)i po godzinie zaczynam czuć się troszkę, ale tylko troszkę lepiej
Przyznaję…zostałam”przeczołgana”, ale bardziej przez pogodę niźli przez sam maraton.
Ale były i miłe dla mnie chwile.
Podczas dekoracji, a wygrałam kategorie powyżej 55 lat młoda Pani pomagająca przy wręczaniu nagród zapytała mnie czy na pewno stoję we właściwym miejscu i ręką wskazała na cyfrę 55…jasne że przy właściwej..”nie wygląda Pani” usłyszałam..
Za chwilkę sytuacja się powtórzyła.
Pan wręczający mi puchar..a napisane tam było za pierwsze miejsce w kat k-55 czyta co na pucharze a potem patrzy na mnie by po chwili zapytać…”Na pewno Pani mam wręczyć ten puchar..nie pomyliła się Pani..?”
Tak, tak puchar na pewno mi ma Pan wręczyć…
-„Wygląda Pani znacznie młodziej”..
Jasne, że gębusia mi się śmiała…ale nie wiedziałam wówczas że najgorsze przede mną…
Co jeszcze??
Miło było spotkać znajomych. Miło było poprzytulać do "wycieńczonych" przez pogodę ciałek...
Ciekawe....że prawie wszystkie buźki przyozdabiał uśmiech, uśmiech radości i "zwycięstwa" nad maratonem..
Szczególną niespodziankę sprawili mi moi wakacyjni klienci z Wrocławia…po biegu przyszli z gratulacjami...
Kawiorska, kończ już przynudzać, idź na trening..to mówię ja…maraton…hahaha)
Wracając do pytania..."Zwycięstwo, rozsądek a może...porażka..?
Minka z prawie 41 kilometra....mówi, że jednak... zwycięstwo


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Gerhard (2011-09-13,09:27): Och Kawiorska, Kawiorska. Zaszalałaś. I tylko skręca mnie z zazdrości od momentu, kiedy sprawdzałem wyniki i zobaczyłem Twój. Wszyscy znajomi pododdawali po godzinie do swojego czasu, a Ty 3:38. Jak Ty to robisz?
Hepatica (2011-09-13,09:29): Kawiorska masz o czym przynudzac, więc ponudż:))), a potem posłuchaj maratonu:))). Wymagajacy, bo wymagajacy ale za to jaki!!! ... ten KOCHANEK:))).
Gerhard (2011-09-13,09:33): A przy okazji pokazywałem Twój blog Żonie. Na pytanie o Twoje lata odpowiedziała coś w ten deseń: "Dobrze trzymająca się czterdziestolatka. Choć figury to nastolatki mogą jej zazdrościć".
dario_7 (2011-09-13,09:35): Toście sobie pogaworzyli tym razem szczerze i to do "bólu" :))) Nie Ty jedna Maryś taką rozmowę zaliczyłaś, oj nie!!!... ;) Ale, jak powiadają, by jakikolwiek związek trwał nadal - trzeba rozmawiać :))) Widocznie Maraton bardzo już za tym tęsknił... :D ... Gratki wytrwałości i wygranej w kategorii!!!... ... Acha!!! - tych 10-ciu sekundek nigdy Tobie nie zapomnę... Diablico jedna!!! ;)
snipster (2011-09-13,09:51): Maryś, Szacun za start w ogóle, z tym Achillesem... chciałem ci dodać jakoś otuchy, ale nie mogłem... więc wolałem nic nie mówić, aby nie palnąć jakiejś gafy ;) ta "kochanka" jak ją nazywasz Maraton(ka) również i ze mną się przywitała, ale liczy się jedno - nie poddałaś się :) PS. a te 10 sekund... to Dario do tej pory ma w pamięci hihi :)
kokrobite (2011-09-13,10:15): Maraton to maraton :-) Nie ma zmiłuj się. Brawo Marysiu, że dałaś radę! Gratuluję :-)
sopel (2011-09-13,10:36): Gratulacje Marysiu ! ten maraton miał do pogadania z wieloma ze mną też ;-)
Marysieńka (2011-09-13,10:51): Wojtku...gdybyś mnie znał nie pytałbyś...a tak całkiem serio nalezę do tych. którzy w każdej, nawet najgorszej sytuacji szukają plusów:))
Marysieńka (2011-09-13,10:51): Krysiu....oj wymagający...zapomniałam już jak wymagający:)))
Marysieńka (2011-09-13,10:53): Wojtku...ucałuj Twoją żonkę....:))
Marysieńka (2011-09-13,10:55): Dareczku.....z Tobą n ie miałam okzaji..na 12 kilometrze "ućkłeś" mi...nie sądziła, że podobnie jak ja, zamiast biec gawędzisz sobie z maratonem...a te 10 sekundek..mówiłeś, że nie..."zabolały"..kłamczuszek...mam nadzieję, że zapomnisz mi:))
Marysieńka (2011-09-13,10:56): Wiesiu...czasami ten "zaliczany" chce poczuć się doceniany...hahaha:))
Marysieńka (2011-09-13,10:58): Snipi....doskonale wiem, jak trudno w takich chwilach znaleźć odpowiednie słowa...a Tobie raz jeszcze wielki szacun:))
Marysieńka (2011-09-13,10:59): Leszku...dzięki....czasami przydaje się taka "lekcja pokory"..i nie myślę wcale o długości biegu ale o pogodzie:))
Marysieńka (2011-09-13,11:02): Andrzeju....mam nadzieję, że nie "zbeształ" Ciebie tak samo mocno jak mnie:))
Marysieńka (2011-09-13,13:01): Jacku...najwięcej chyba "usłyszeli", Ci którzy do tzw "ściany" dotarli:)))
jacdzi (2011-09-13,13:46): Marysiu, Oni Cie Cie chcieli na noszach jak w lektyce nosic a Ty ich uprzejmoscia pogardzilas. A przeciez nalezalo sie.
agawa (2011-09-13,14:05): Marysiu, wiedziałam, że tak łatwo skóry nie oddasz i powalczysz z asfaltem. Gratulacje!!! Brawo!!! Jesteś ze stali kobieto!!!
Marysieńka (2011-09-13,14:46): jacku.....jak te nosze zobaczyłam..nie wiem skąd ale wykrzesałam z siebie jeszcze tyle sił by do punktu pomocy medycznej na własnych(no przy pomocy innych)nóżkach dojść:))
Marysieńka (2011-09-13,14:48): Aga...taki już mam charakterek, że nie byle kto mnie złamie, nawet tak kapryśny "kochanek" jak maraton...:))
Maria (2011-09-13,16:49): Dobrze że tego nie widziałam,czytając byłam przerażona.Od maratonu chyba nie byłaś na treningu(mam nadzieję).
Marysieńka (2011-09-13,17:12): Marysiu....byłam, jasne, że byłam..Poza tym lekkim udarem nic mi nie dolega...nawet fajnie mi się biegało...Zawsze po maratonie, nawet spacerowym idę go rozbiegać:))
Marysieńka (2011-09-14,08:40): Żiżi.....e...to tylko tak strasznie podczas czytania wygląda...w tej chwili wszystko jest ok....:))
miriano (2011-09-14,15:26): Bez słów :)))
Marysieńka (2011-09-14,15:49): Mirek....słowa zbyteczne, minka mówi wszystko))
Truskawa (2011-09-15,12:24): Przecież skończyłaś, czas też nie jest jakiś tam zupełnie do bani to jaka porażka Marysiu?
Marysieńka (2011-09-15,14:19): Iza...przecież w ostatnim zdaniu napisałam, że to moje zwycięstwo jest, a nie porażka:))
Gulunek (2011-09-15,16:34): Walczysz i nie poddajesz się, maratończyk może wszystko :)
kluseczka (2011-09-15,17:09): no to ci nagadał ten MARATON jeden;) skądinąd wiem, ze z niego niezły drań, ale kochany, GRATULUJĘ Marysiu:)
miriano (2011-09-15,20:03): Zwycięstwo , zwycięstwo i to 200% .WIELKIE WIELKIE GRATULACJE :))
tdrapella (2011-09-16,09:31): I tak jestes "debesciara". Szacunek i wielki mj podziw dla wszystkich ktorzy tego dnia walczyli we Wrocku...
Marysieńka (2011-09-16,13:21): Mareczku....każdy może wszystko...pod warunkiem, że bardzo chce:))
Marysieńka (2011-09-16,13:22): Olga....raczej nasłuchałam się niźli nagadałam, ale nie miałam wyjścia:)))
Marysieńka (2011-09-16,13:23): Mireczku...dokładnie zwycięstwo, ale rozsądku nad ambicją:))
Marysieńka (2011-09-16,13:24): Tomku...pochlebiasz mi...maraton to nie triatlon, ale dzięki:))
Zulus (2011-09-19,06:33): :))przynajmniej teraz wiesz,jak czułem się w Krakowie.







 Ostatnio zalogowani
zbyszekbiega
08:55
wido_22
08:47
benek88
08:42
biegacz54
08:40
anielskooki
08:35
crespo9077
08:31
Marcin1982
08:08
green16
08:08
42.195
08:07
Admin
08:00
Andrzej.
07:54
michu77
07:52
mariuszkurlej1968@gmail.c
07:52
Gapiński Łukasz
07:42
SonnyDogg
07:28
przemekf20@wp.pl
07:20
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |