Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [30]  PRZYJAC. [109]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Przemek_G
Pamiętnik internetowy
Bieganie...nałóg który mnie wzmacnia...

Przemysław Giżyński
Urodzony: 1979-04-06
Miejsce zamieszkania: Płock
358 / 455


2011-04-18

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
28. Vienna City Marathon, 17. April 2011 (czytano: 3092 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: http://www.vienna-marathon.com/?url=welcome&menu=-1

 

Na podbój Wiednia wyruszyłem z Karoliną i bratem Mariuszem już w piątek. Późnym wieczorem nasz pociąg „Sobieski” zawitał w stolicy Austrii. Podróż była dość długa, ale bardzo komfortowa. Około 21 dotarliśmy do naszego przytulnego hotelu.
Sobota była dniem, który chcieliśmy maksymalnie chcieliśmy wykorzystać na zwiedzanie miasta angażując przy tym maksymalnie małą ilość sił, jakże potrzebnych do niedzielnych zmagań. Okazało się, że Wiedeń jest bardzo pięknym miastem, a jego zabytki i piękne miejsca wymagają co najmniej tygodniowego pobytu, a nie jak w naszym przypadku dwudniowego. Skupiliśmy się więc na tych największych i najpiękniejszych. Przed południem odwiedziliśmy Expo maratońskie, odebraliśmy numery startowe i przejechaliśmy się 62-metrowym Wiedeńskim Diabelskim Młynem czyli wielką Karuzelą w parku Prater, z której widać panoramę całego miasta. Później pojechaliśmy na stadion na którym odbywały się Mistrzostwa Europy w piłce nożnej w 2008 roku, a następnie do hotelu Mariusza, w którym stacjonowała cała elita maratonu i półmaratonu. Hailego nie mieliśmy jednak szczęścia spotkać. W międzyczasie dojechała Ania, żona Mariusza, porozmawialiśmy trochę po czym udaliśmy się do włoskiej restauracji na spaghetti, a później na odpoczynek. Stare miasto i pozostałe atrakcje musiały zaczekać do niedzieli.
Noc z soboty na niedzielę podobnie jak poprzednią przespałem wyśmienicie, ale rano wstałem z potwornym bólem łydki. Bardzo mnie to zaniepokoiło, bo jak tu biec maraton na jednej nodze? Na szczęście po pokonaniu połowy drogi na start ból się zmniejszył do akceptowalnego poziomu, ale niepewność pozostała… W okolicy startu byliśmy około godziny przed startem, oddaliśmy ubrania do depozytu i powolutku udaliśmy się do naszego czerwonego sektora tuż za elitą. Miejsca na rozgrzewkę nie było za wiele, biegaliśmy około 30 metrów „ w tą i z powrotem”.
Pogoda do biegu zapowiadała się całkiem nieźle. Było chłodno. Temperatura o 8 rano około 10 stopni, bezchmurnie, lekki wiaterek. Według prognoz temperatura nie miała przekroczyć 16 stopni czyli pogoda na szybkie bieganie:)
Tuż przed godziną 9 stałem już tuż za linią startu gotowy do biegu. Uczucia miałem mieszane. Z jednej strony wiedziałem że wykonałem trening w 100 procentach i jestem w formie, z drugiej nie byłem pewien czy z noga wszystko w porządku. W założeniach miałem wynik 2:28, podobnie jak Paweł Ochal prowadzący swoją żonę Olgę. Z nimi miałem plan zacząć bieg.
Teraz trzeba było tylko zawalczyć!
Minutę przed nami ruszyła elita, stąd czasy netto tak wiele różnią się od brutto. Kobiety i pozostali zawodnicy maratonu i półmaratonu ruszyli o 9.00. Po starcie poczułem dużą lekkość i uwierzyłem, że dziś może być wielki bieg! Po chwili byłem za plecami grupy prowadzonej przez Pawła. Pierwszy kilometr 3:25, drugi 3:29, a mnie się wydawało że truchtamy. Biegliśmy razem do 4 kilometra, później dołączyłem do innej grupy kobiet prowadzonych przez innego pacemakera.
Pierwsze 5 km pokonałem w 17:17, drugie w 17:28 i tak naprawdę dopiero po dziesiątce poczułem że się ścigamy. Wcześniej był wielki luz.
Następne 5 km było cięższe. Po pierwsze było trochę pod górkę, a po drugie zając przyspieszył tempo. Kilometry między 10 a 15 km pokonaliśmy w 17:10. Szybko… Zacząłem się zastanawiać czy wytrzymam z nimi, bo ten czas był grubo powyżej moich założeń. Postanowiłem podjąć ryzyko. W międzyczasie zjadłem pierwszego żela, po którym odżyłem. Na skutek wcześniejszego zrywu nasza grupa stopniała do 6 osób. Poza mną bieg zając, dwie Kenijki, Portugalka i jak się później okazało zwyciężczyni klasyfikacji kobiet Etiopka Tola. Piątka między 15 a 20 km była najwolniejsza w całym biegu, pokonaliśmy ją w 17:43. Na półmetku miałem czas 1:13.21 czyli 39 sekund szybciej od założeń. Najważniejsze jednak że czułem się świetnie. Mijając miejsce gdzie skręcali do mety półmaratończycy, w tym Karolina, która powinna tu za kilka minut dobiec, pomyślałem, że za chwilę ja też tu będę. Jeszcze tylko 21 kilometrów:)
Wbiegliśmy na łatwiejszy odcinek trasy. Było sporo z górki, można było się bardziej rozpędzić i zaoszczędzić trochę sił. Tą piątkę pokonaliśmy najszybciej w całym biegu bo w 16:49. Na 25 kilometrze zjadłem drugiego żela. Zwiększone tempo jednak dało mi trochę w kość. Zacząłem odczuwać zmęczenie, jednak wiedziałem że muszę koniecznie utrzymać się w tej grupie aby wynik był naprawdę dobry. Przetrzymałem kryzys, dalej biegło się już lżej. W międzyczasie odpadła od nas jedna z Kenijek, teraz biegliśmy w pięcioro. Około 28 kilometra zbiegliśmy do parku Prater. Świetnie się tu biegło. Można się było schronić przed coraz bardziej grzejącym słoneczkiem, poza tym mniej odczuwalny był wiaterek. Kolejną piątkę pokonaliśmy w 17:30. Zostało do przebiegnięcia tylko, albo aż 12 km. Na tym odcinku trasa była przedzielona wzdłuż pachołkami dzięki czemu mijaliśmy się z zawodnikami którzy byli przed nami, a później z tymi którzy nas gonili. Około 34 kilometra mijałem się z Piotrkiem Suchenią z którym wymieniliśmy pozdrowienia. 5 km między 30 a 35 kilometrem pokonaliśmy identycznie jak poprzedni w 17:30 czyli świetnie, ale zmęczenie na pewno już czułem sporo większe. Nadszedł czas zjeść ostatniego trzeciego żela. Pozostał decydujący odcinek trasy. Musiałem się coraz bardziej „spinać” aby utrzymać grupę do której przybyła dogoniona, dotychczas prowadząca Kenijka. Na 39 kilometrze zając mocno przyspieszył i niestety nie dałem rady zrobić tego samego. Zresztą nie tylko ja. Utrzymała się tylko Etiopka i Portugalka. Pozostali, w tym ja, zostali nagle 30 metrów w tyle. Próbowałem jeszcze ich dogonić ale niestety nie dałem rady. Naprawdę to była mocna przebieżka w ich wykonaniu bo moje tempo kilometrów między 35 a 40 okazało się dobre, bo wynosiło 17:32.
Ostatnie 2 kilometry to już był samotny bieg. Dwie Kenijki które jeszcze chwilę wcześniej biegły ze mną odpuściły, zbierając chyba siły na finisz między sobą, który decydował o 3 miejscu wśród koiet. Ja natomiast na ogromnym zmęczeniu, na miękkich już nogach starałem się wycisnąć ile się da, aby czas był jak najlepszy. Pomagały w tym tłumy kibiców, którzy bardzo żywiołowo dopingowali wszystkim zawodnikom. Po 42 kilometrze skręciłem w prawo na ostatnią prostą i po czerwonym dywanie, już powoli wbiegłem na metę mieszczącą się na Placu Bohaterów. Chciałem aby ta chwila trwała jak najdłużej, tym bardziej że widziałem na zegarze nieprawdopodobny czas 2:26… Nawet o tym nie marzyłem. Przerosło to moje oczekiwania przynajmniej o 2 minuty:)
Ostatecznie ukończyłem bieg na 29 miejscu w klasyfikacji generalnej i 10 w kategorii wiekowej M-30. Drugą połówkę pokonałem tylko 5 sekund wolniej bo w czasie 1:13.26 i ustanowiłem nowy rekord życiowy 2:26.47!
Co ważne bardzo szybko odpocząłem, dzięki świetnemu sprzętowi nie miałem nawet najmniejszego obtarcia, no i po biegu miałem siłę na dalsze zwiedzanie miasta i świętowanie sukcesu.
Karolina również w dobrej kondycji ukończyła półmaraton i z czasem 1:31.40 zajęła 527 miejsce w klasyfikacji generalnej i 9 w wiekowej.
Dziś wracamy do Polski i wieziemy ze sobą wspaniałe wspomnienia. Maraton Wiedeński jest zdecydowanie jednym z najlepszych maratonów w których uczestniczyłem!


Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


suchy (2011-04-19,15:05): Wielkie brawa i gratulacje :) Tak trzymaj!!!!
adamus (2011-04-19,20:54): Brawo Przemek, genialny wynik:!! A ja składając Ci życzenia urodzinowe trafiłem z Twoim wiedeńskim rezultatem:)
Przemek_G (2011-04-19,21:34): Faktycznie miałeś nosa:) Dzięki
Master Piernik (2011-04-19,21:36): Piękny wynik, mogłeś w Dębnie wystartować z takim przygotowaniem ;)
Przemek_G (2011-04-19,21:40): W Dębnie biegałem już 4 razy. Chciałem sobie odmianę zrobić:) Chyba jednak w Dębnie były trudniejsze warunki pogodowe. Trudno powiedzieć jakby było gdybym tam pobiegł...
henry (2011-04-19,22:01): Myślę jednak , że taki zawodnik jak ty powinien sobie dać spokój ze zwiedzaniem w przeddzień biegu, to jest czas na wypoczynek i gromadzenie sił. Gratuluję wyniku.
benek (2011-04-20,22:11): Jak zwykle Giża wielki gratulacje. Twój wynik to dla mnie totalny szok. Jestem pełen podziwu!
Przemek_G (2011-04-20,22:27): Dzięki:)
Marek.run (2011-04-22,22:23): Gratulacje super wynik.
Marek.run (2011-04-22,22:23): Gratulacje super wynik.







 Ostatnio zalogowani
shymek01
19:32
biegaczPL
19:20
benfika
19:18
skuzik
19:11
keemun
19:06
Justyna
18:49
tete
18:44
Deja vu
18:36
kruszyna
18:32
pbest
17:51
jacek wąsik
17:51
Stonechip
17:41
puchaczszary
17:27
a.luc
17:07
rezerwa
17:01
42.195
16:55
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |