Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Ameryka Południowa, 18 sierpnia 2016, 12:01, 1894/209820
GrandF
Panfil
Łukasz
Czarne chmury i trochę słońca w Rio

LINK 1: ARCHIWUM: ZAGRANICA - AMERYKA POłUDNIOWA



      Wczorajszy dzień na stadionie olimpijskim w Rio miał słodko - gorzki smak, niestety z przewagą na gorzki. Do finału rzutu młotem nie awansował murowany faworyt tej koknkurencji, Paweł Fajdek.

Smutna zagadka


Fajdek nie przegrał żadnego konkursu od 14 marca ubiegłego roku. Na 32 starty w ostatnich dwóch sezonach, aż 23 kończył z wynikami powyżej 80 metrów. W tym roku tylko dwukrotnie rzucał krócej - na otwarciu sezonu w Kielcach i w eliminacjach mistrzostw Europy w Amsterdamie. W bieżącym sezonie na liście najlepszych wyników, pierwsze dziesięć należy właśnie do naszego młociarza (81.87-80.10), przed rokiem dopiero 14-ty rezultat dzierżył inny zawodnik (Fajdek 83.93-80.05). I wydawałoby się, że nic nie zagrozi zawodnikowi, który absolutnie zdominował tą konkurencję w ostatnich dwóch latach.

Kiedy o godzinie 16:05 czasu Polskiego Paweł wchodził do koła, można było iść zrobić kawę, nie odrywać się od codziennych czynności spoglądając czasem jednym okiem na transmisję. Bo pewnym było, że Polak może od niechcenia "machnąć" ponad 7-kilogramowym sprzętem i posłać go na odległość dłuższą niż minimum kwalifikacyjne (76.50). W kilkudziesięciu poprzedzających konkursach zawodnik uzyskiwał osiem dych na zawołanie, prawie z zamkniętymi oczyma. Pierwsza spalona próba mogła jeszcze nie wzbudzać niepokoju. 27-latek nie raz zapewniał kibicom stresujące minuty oczekiwania na prawidłowy rzut właśnie w fazie kwalifikacji.

Kilka tygodni temu w Amsterdamie, spalił dwie pierwsze próby, na mistrzostwach świata w Pekinie przed rokiem pierwszą, trzy lata temu w Moskwie również. Drugi rzut był już udany. Udany znaczy w tym przypadku - mierzony, bo odległość 71.33 powinna być dla zawodnika tej klasy łatwiejsza niż ułożenie najprostszego zestawu klocków lego dla kogoś kto konstruował najtrudniejsze machiny z serii "Technic". Ale Paweł rzucał nienaturalnie. Obroty jakby w zwolnionym tempie i brak dynamiki powodowały, że młot spadał w zaskakującym dla kibiców i samego zawodnika miejscu. Została jednak jeszcze jedna szansa i nikt nie miał wątpliwości, że dwukrotny mistrz świata ją wykorzysta. Trzecia próba i... Siedemdziesiąt dwa metry... Było pewne, że to koniec, bo to był koniec. Z takim wynikiem, nawet przy największym spadku poziomu tej konkurencji nie awansuje się dalej.

Nikt nie potrafi zrozumieć co się stało. Nawet sam zawodnik. Można mówić o jakiejś olimpijskiej, niewytłumaczalnej blokadzie. Ostatni tak krótki rzut Paweł oddał w 2011 roku, wygrywając młodzieżowe mistrzostwa Polski w Gdańsku. Oczywiście nie był jeszcze tym Fajdkiem którym jest dziś, czy którym był już rok później. I ten rok później, będąc jeszcze co prawda zawodnikiem nieokrzepniętym, jechał na igrzyska do Londynu jako kandydat do medalu. Trzeci wynik na świecie (drugi wyłączając koksiarza Tichona, któremu tuż przed igrzyskami rozpoczął się okres dopingowej "odsiadki").

Trzy przedolimpijskie konkursy kończył Polak odległościami powyżej 80 metrów, notując w jednym z nich doskonały rekord życiowy (81.39). Trzeciego sierpnia 2012 roku wchodził do londyńskiego koła trzykrotnie, i trzy razy opuszczał je z niczym. Spalił wszystkie trzy próby i sen o olimpijskim medalu musiał odłożyć na 4 lata. Minęły 4 lata i znowu nie mamy Pawła Fajdka w finale.

Sytuacja zupełnie niewytłumaczalna. Wydawało mi się, że twardo stąpam po sportowej ziemi, ale zaczynam wierzyć w jakieś olimpijskie fatum. Dwa starty w igrzyskach to za mało, aby mówić o regule, ale jeżeli pośród niezliczonej ilości rzutów zdarza się jeden tak odbiegający od reszty i w to w najważniejszym momencie czterolecia to przestaję być racjonalistą. O pechu olimpijskim mówiło się w przypadku Siergieja Bubki. Pięć szans olimpijskich. Dwie w sposób niezamierzony przez zawodnika nie doszły do skutku - w 1984 roku bojkot bloku wschodniego uniemożliwił Bubce wyjazd do Los Angeles. W 1996 będąc już w wiosce olimpijskiej Siergiej otrzymał druzgocącą opinię lekarzy - trzy do czterech miesięcy przerwy, a jeśli nie będzie poprawy trzeba operować nogę.

Na start w igrzyskach otrzymał szlaban i rzeczywiście nie wystartował. W dwóch wcześniejszych olimpijskich potyczkach wywalczył jeden złoty medal. Seulski triumf również nie był usłany różami. Gdyby nie zaliczył w trzeciej próbie 5.90, złoto powędrowałoby do największego rywala "Cara" z lat osiemdziesiątych - Rodiona Gataullina. Cztery lata później przed Barceloną wygrywał wszystko co do wygrania było możliwe. 13 czerwca ustanowił rekord świata 6.11, a kolejne starty - w Hengelo, Sztokholmie i Lozannie zwyciężał skacząc sobie po 5.90. W finale igrzysk dwie zrzutki na 5.70 i jedna na 5.75 pozbawiły go marzeń o medalu. A złoto ze skromnym 5.80 powędrowało do Maxyma Tarasova. Po igrzyskach 21 sierpnia skoczył Bubka 6.00 w Berlinie, 30 sierpnia 6.12 w Padwie, a 19 września 6.13 w Tokio! Ostatnia olimpijska szansa w Sydney została zmielona przez tryby powtarzających się kontuzji i wieku zawodnika.

W przypadku następcy Bubki, Renauda Lavillenie mówi się o klątwie mistrzostw świata, na której to imprezie nie może Francuz sięgnąć po złoto. W przypadku poprzednika Fajdka, Szymona Ziółkowskiego mówiło się o fatum mistrzostw Europy i syndromie piątego miejsca. Poseł Ziółkowski kończył na piątej pozycji konkurs finałowy ME w Budapeszcie 1998, Goeteborgu 2002 i Barcelonie 2010. W Monachium 2002 będąc aktualnym wówczas mistrzem olimpijskim i świata nie wszedł do finału. Dopiero u schyłku kariery, w wieku lat 36 sięgnął po brąz w Helsinkach 2012.

I wierzę, że Paweł po medal sięgnie. W przypadku niektórych zawodników wręcz nie pasuje brak tytułu czy uczestnictwa w ważnej imprezie. 4 lata temu w rozmowie z Tomkiem Czubakiem, aktualnym rekordzistą Polski w biegu na 400m ze zdziwieniem przyjąłem informację, że nie jest olimpijczykiem. Niby powinienem to wiedzieć i pewnie wiedziałem, ale tak klasowego zawodnika mimowolnie wsadziłem do katalogu "olimpijczycy". Bo jak to możliwe, że Czubak, który zdobywał medale mistrzostw świata i Europy oraz biegał jedno okrążenie szybciej niż ktokolwiek wcześniej może nie być olimpijczykiem.

Splot przeróżnych okoliczności spowodował, że nie jest. I tak w przypadku Pawła Fajdka wydaje się, że medal olimpijski powinien być mu przypisany. Trzeba uzbroić się w cierpliwość i czekać na konkurs w Tokio. Pawłowi przede wszystkim potrzebne jest dobre słowo. Zróbmy bilans emocji, które Fajdek dostarczył nam swoimi startami w ostatnich czterech sezonach i podzielmy przez wczorajszy konkurs. Jakkolwiek by nie liczyć i z której strony nie patrzeć, nie jest on negatywny. Dramatyczny film, który zawodnik zamieścił wczoraj na facebooku odpowiada najlepiej na pytanie, w jakim obecnie Paweł jest stanie. Zgasł. Porażki sportowe łamały wielu doskonałych zawodników i właśnie ważną rolą jeśli nie najważniejszą jest w tej chwili ta, którą zagrają kibice. Krytyka jest bezzasadna. Krytyka jest czynnikiem, który powinien motywować gdy motywacji brak. I mimo, że morale naszego młociarza spadło wczoraj do zera, zapewne jeszcze w tym sezonie zobaczymy go we właściwym siodle rzutów powyżej osiemdziesięciometrowych.

Wojtek najdalej, dziewczyny najlepiej

Jestem pewien, że polscy kibice wykażą się klasą, której niestety nie można przypisać niektórym redakcjom środków masowego przekazu. Jak niskie loty prezentuje część polskich mediów niech świadczą kretyńskie nagłówki i komentarze p.t. "inny Polak wypchnął Fajdka z finału". Aż zacytuję tutaj niedawny, głośny komentarz Pawła Czapiewskiego dotyczący co prawda innej sprawy, ale idealnie wpisujący się w Fajdkową sytuację: "szorujecie po dnie". Wyssany z palca, wzięty z kosmosu i godny największych szmatławców wniosek krzywdzi drugiego z naszych reprezentantów. Wojtek Nowicki, brązowy medalista mistrzostw świata przed roku wywalczył finałową kwalifikację w rzucie młotem, posyłając go na najlepszą odległość eliminacji, 77.64! Trzeba mieć albo niebywale rozbudowany mechanizm skracający myślenie, albo zwyczajnie nie mieć odrobiny dobrej woli do zainteresowania się tematem. Jakkolwiek pismaki próbują sprowadzić wczorajszą sytuację w młociarskich eliminacjach do poziomu gleby, tak faktem niepodważalnym jest, że Wojtek jest w finale i powalczy... No właśnie. Nie wyrokujmy o co. Po prostu powalczy.

Serca kibiców na pewno urosły po eliminacjach pań w biegu na 800 metrów. Andżelika Cichocka po nieudanym półfinale na 1500m napisała na facebook"u: Wczoraj przeżyłam ciężkie chwile. Bardzo źle się czułam. Nie zawsze wszystko zależy od formy. Zrobiłam tyle ile mogłam w tym dniu...może niewiele, ale walczyłam. Dziękuje wszystkim, którzy mi kibicowali i są ze mną na dobre i na złe. Jeśli poczuję się lepiej, wystartuję na 800 metrów.

I najwyraźniej niedyspozycja odeszła w zapomnienie, bo nasza mistrzyni Europy stanęła na starcie i zaprezentowała się fantastycznie. Zdecydowała się na bardzo odważny rzut na taśmę, który ostatecznie zaowocował zwycięstwem w dobrym czasie 2:00.42. W kolejnej serii wyczyn Andżeliki powtórzyła Joasia Jóźwik, która po dobrze rozegranym taktycznie biegu zameldowała się pierwsza na mecie w 2:01.58. Dziś o 2:15 w nocy kolejna runda.

W dniu wczorajszym kibice na Estadio Nilton Santos byli świadkami kilku ciekawych finałów. Chyba najszczęśliwszą osobą na płycie była 31-letnia Amerykanka Tianna Bartoletta. Dla tej niezwykle wszechstronnej zawodniczki, która równie dobrze radzi sobie w skoku w dal i w biegu na 100m, wczorajsze złoto w tej pierwszej konkurencji było pierwszym indywidualnym tytułem mistrzyni olimpijskiej. Bartoletta swój pierwszy wielki sukces - mistrzostwo świata, osiągnęła 11 lat temu podczas helsinskiego czempionatu. Później sukcesów było wiele. Medale z hali na 60m, złoto olimpijskie w sztafecie 4x100m, ponowny tytuł mistrzyni świata w skoku w dal po 10 latach w Pekinie.

Ale wciąż brakowało tej kropki nad "i", ukoronowania trwającej już 14 lat kariery. Amerykanka w przedostatniej próbie poszybowała na odległość 7 metrów i 17 centymetrów, poprawiając rekord życiowy o 3cm. To kolejny przykład na to, że nawet po wielu sezonach sportowego reżimu, w późniejszym już wieku można sięgnąć szczytu. Tianna dotychczas 4-krtonie przekraczała 7 metrów. Znacznie lepszą statystką szczyci się druga we wczorajszym konkursie Brittney Reese. Średnia 10 najlepszych wyników 7.18, rekord życiowy 7.31, trzy tytuły mistrzyni świata i jeden mistrzyni olimpijskiej.

Nie zawiodła i tym razem skacząc na odległość 7.15, ale rezultat wystarczył do srebra. Brąz zdobyła piękna Chorwatka, Ivana Spanovic. Przyzwyczajona do drugich i trzecich miejsc i tym razem musiała stanąć niżej na podium. Spanovic wynikiem 7.08 poprawiła jednak rekord życiowy i mogła cieszyć się z pierwszego medalu olimpijskiego (w dorobku ma dwa z mistrzostw świata i dwa z halowego czempionatu).

Emocjonujący przebiegł miał również finał biegu na 3000m z przeszkodami. Zawodnicy nie próżnowali i już po pierwszym kilometrze w 2:41 można było spodziewać się rekordu olimpijskiego. Poza tym w ścisłą czołówkę wmieszał się reprezentant USA Evan Jager. Amerykanin od pięciu sezonów plasuje się w ścisłej czołówce światowej, jednak do wczoraj nie udało mu się wywalczyć żadnego krążka. Na ostatnim kilometrze na prowadzeniu została trójka: Conseslus Kipruto - dwukrotny wicemistrz świata, wspomniany Jager i najbardziej utytułowany przeszkodowiec ostatnich lat Ezekiel Kemboi. Kemboi jest dwukrotnym mistrzem olimpijskim i 7-krotnym medalistą mistrzostw świata. Najlepiej z tej trójki poradził sobie Kipruto w czasie nowego rekordu olimpijskiego 8:03.28. Srebro przypadło Jagerovi, a brąz Kemboi"emu.

Sędziowie stwierdzili jednak, że gdzieś w trakcie rywalizacji doświadczony Ezekiel stąpnął poza wewnętrzną krawędź bieżni i został zdyskwalifikowany. Na trzecią pozycję awansował tym samym największy skandalista lekkoatletycznych aren Mahiedine Mekhissi Benabbad. Francuz ma już w swoim dorobku dwa olimpijskie srebra z poprzednich edycji igrzysk.

Bieg na 200m pań zakończył się zwycięstwem Jamajki Elaine Thompson. Typowana na faworytkę Dafne Schippers uplasowała się na drugim miejscu, brąz przypadł Amerykance Tori Bowie. Zawodniczki uzyskały odpowiednio czasy: 21.78, 21.88 i 22.15. Oczekiwania olimpijskie Schippers były zacznie większe, tymczasem srebro po piątym miejscu, które zajęła na dystansie połowę krótszym chyba nie do końca satysfakcjonuje Holenderkę.

Dziś przede wszystkim czeka nas konkurs eliminacyjny pchnięcia kulą i miejmy nadzieję później finałowy. Nasi trzej muszkieterowie to absolutny koktajl osobowości i zawodniczego bagażu. Tomek Majewski - doświadczenie, Konrad Bukowiecki - młodość i Michał Haratyk - nieprzewidywalność. O awans powalczy również Kamila Lićwinko w skoku wzwyż. Początek sesji porannej o 14:30 naszego czasu.

Komentarze czytelników - 99podyskutuj o tym 
 

Autor: agnieszka_, 2016-08-23, 01:40 napisał/-a:
Nadzieja umiera ostatnia...(ja też nie biorę pod uwagę opcji, że np moglibyśmy spaść;)

 

henry

Autor: henry, 2016-08-23, 09:07 napisał/-a:
nie wystartowała w Mistrzostwach Europy , gdzie mogła być nawet mistrzynią . Nie wystartowała aby przygotować się do zdobycia medalu na Igrzyskach i co , poziom na igrzyskach był bardzo niski a Kamila była 9. Hiszpanka startowała i tu i tu i efekt był inny dwa medale.

 

kolejarz4

Autor: kolejarz4, 2016-08-23, 10:38 napisał/-a:
faworyt.Nikt nie zwraca uwagi, że komentator tego maratony były płotkarz Marek J. pozwolił sobie zmienić jego nazwisko, chyba że.....

 

Jarek42

Autor: Jarek42, 2016-08-23, 11:07 napisał/-a:
W sumie - ile pieniędzy tyle medali. Gdyby więcej pieniędzy przeznaczono na szkolenie najlepszych, to kilka medali więcej by było. A może nie?

 

tokra-71

Autor: tokra-71, 2016-08-24, 14:49 napisał/-a:
Krzysiek_biega może pokusisz się o statystyki ilu np. Etiopczyków, Kenijczyków, Amerykanów, czy Francuzów zeszło z trasy maratonu na olimpiadach w ostatnich 20 latach?

 

henry

Autor: henry, 2016-08-24, 15:51 napisał/-a:
Gdyby było więcej obozów , to wszystkie wyniki byłyby lepsze. Z drugiej strony im zawodnik biedniejszy tym bardziej się stara i mu zależy. Spytaj się tych co biegali 30 lat temu , między innymi i mnie co człowiek robił kiedy obiecano np. buty biegowe lub 100 DM.

 

J@rek

Autor: J@rek, 2016-08-24, 22:37 napisał/-a:
LINK: http://eurosport.onet.pl/lekkoatletyka/henryk-szos

Henryk powiedział o "babci".

 

dziesiatka

Autor: dziesiatka, 2016-08-24, 22:46 napisał/-a:
to już chyba wole mazgającego się Fajdka niż taki pokaz arogancji jak ta wypowiedź.

 

Hung

Autor: Hung, 2016-08-24, 23:12 napisał/-a:
Szost nie rozumie o co w tym chodzi. Teraz jestem pewny, tylko dobry psycholog go uratuje. Ale ja już nie chcę ryzykować jego następnego zejścia w Tokio. Niech sobie zarabia tak, jak Radwańska i da nam spokój.

 

Biegam dla z

Autor: Biegam dla zdrowia, 2016-08-25, 09:08 napisał/-a:
Zgodzę się z Tobą i ja też już nie chciałbym aby Szost wystartował w Tokio (bo straciłem zaufanie) i mam nadzieję, że do tego czasu objawi się lub ukształtuje nowa grupa silnych maratończyków, którzy wypełnią minimum olimpijskie. Ale, co będzie jak po raz kolejny Henryk Szost wypełni minimum..... Nie wiem. A swoją drogą, to jakiś czas temu irytowało mnie to polskie minimum, chyba 2:10:30, a tu proszę, brązowy medal był za czas 2:10:05, czyli, jakby ktoś z naszych pobiegł na życiówkę, to może byłoby blisko podium..... Poza tym uważam, że jak nasz lekkoatleta jedzie na Igrzyska i tam ustanawia swój rekord życiowy, w najważniejszym starcie czterolecia, to znaczy, że trafił z formą i zrobił wszystko, żeby zdobyć medal. Może to zbytnie uproszczenie, ale tak uważam. A, co do panny od tenisa, to z przerażeniem przeczytałem, że na kolejne Igrzyska też się wybiera.....Noooo, trudno, ale to dopiero za cztery lata:)Pozdrawiam.

 


















 Ostatnio zalogowani
Justyna
18:49
tete
18:44
Deja vu
18:36
kruszyna
18:32
pbest
17:51
jacek wąsik
17:51
Stonechip
17:41
puchaczszary
17:27
a.luc
17:07
rezerwa
17:01
42.195
16:55
biegacz54
16:29
batoni
16:19
Piotr Czesław
16:14
Darmon
16:03
conditor
15:53
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |