Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Ameryka Południowa, 01 pazdziernika 2015, 15:50, 1649/337678
GrandF
Panfil
Łukasz
Olimpijska gorączka

LINK 1: ARCHIWUM: ZAGRANICA - AMERYKA POłUDNIOWA



      26 września b.r. Polski Związek Lekkiej Atletyki ogłosił ostateczne wskaźniki będące podstawą kwalifikacji na przyszłoroczne igrzyska olimpijskie w maratonie i chodzie na 50km. Środowisko „maratońskie” pozytywnie odebrało poziom rezultatów, które trzeba będzie uzyskać, aby w Rio de Janeiro wystąpić. 2:11:30 dla mężczyzn i 2:30:00 dla kobiet oraz 2:12:30 i 2:31:00 w przypadku mistrzostw Polski.


Katarzyna Kowalska - SB - 2:29:41

Ilu zawodników ma szanse? Czy w odniesieniu do „reszty świata” jest to minimum mocne, czy słabe? Czy uzyskanie wskaźnika daje zawodnikowi stu procentową pewność, że znajdzie się w olimpijskiej ekipie?

Zasady

Minima można uzyskiwać na przestrzeni 16 miesięcy od 1 stycznia bieżącego roku. W związku z tym trójka zawodników osiągnęła wymagany czas już wiosną – Henryk Szost 2:10:11 na krajowym czempionacie podczas Orlen Warsaw Marthon, Monika Stefanowicz na mistrzostwach Polski w ramach DOZ Maratonu Łódzkiego z PZU(2:29:28) oraz Iwona Lewandowska podczas Maratonu Londyńskiego (2:27:47). Do tej trójki w miniona niedzielę dołączyli – Yared Shegumo i Katarzyna Kowalska, którzy na berlińskiej trasie wybiegali odpowiednio 2:10:47 i 2:29:41. Wymieniona piątka nie może jednak czuć się jeszcze reprezentantami na Rio. Raz z tytułu rankingu czasowego, o którym w drugim punkcie wspomina kwalifikacyjny regulamin, dwa z tytułu konieczności potwierdzenia dyspozycji z roku przedolimpijskiego startem w półmaratonie na określonym poziomie. Ranking czasowy każe nam zerknąć w…

Stan posiadania

A ten mamy zaskakująco bogaty. Biorąc pod uwagę szereg czynników – od aktualnych rekordów życiowych, przez przebieg maratońskich karier po dalekosiężne perspektywy można do grona potencjalnych kandydatów zaliczyć 9 mężczyzn i 6 kobiet:

Mężczyźni:


Kobiety:



Rok olimpijski bywa zaskakujący pod względem wznoszenia się zawodników na nadzwyczajny dla nich do tej pory poziom. Cała energia, skupienie i wszelkie poczynania podporządkowane są wyłącznie jednemu celowi. Przed trzema laty efekt był niesamowity – maratoński „top 5” mężczyzn był historycznie rekordowy. 5 wynik w Polsce zatrzymał się na cyfrach 2:11:34 jednak zaporowe minimum, wyższe o 64 sekundy postawiło szlaban wielu dynamicznie rozwijającym się zawodnikom. Szczególnie Arturowi Kozłowskiemu, który uzyskując w najważniejszym momencie doskonały rezultat 2:10:58 na igrzyska kwalifikacji nie otrzymał.


Iwona Lewandowska - SB - 2:27:47

Na pewno jednak ani Artur, ani żaden inny zawodnik nie ogląda się za siebie tylko skupia na planach pewnego przycumowania do reprezentacji olimpijskiej. Postęp jaki jednak przed czterema laty dokonali nasi zawodnicy może być niezwykłą motywacją zarówno dla nich samych, bo wszyscy stanowią do dziś aktualny trzon maratońskiej czołówki kraju oraz dla zawodników, którzy bój o wyjazd na igrzyska toczyć będą po raz pierwszy. Przed Londynem Marcin Chabowski zanotował poprawę z 2:14:32 na 2:10:07, Artur Kozłowski z 2:14:01 na 2:10:58, Mariusz Giżyński z 2:12:34 na 2:11:20, a Arkadiusz Gardzielewski z 2:13:07 na 2:11:34. Nie można zatem powiedzieć, że Emil Dobrowolski czy Jakub Nowak są bez szans. Zwłaszcza ten drugi jest przecież maratońskim młodzikiem z jednym dotychczas zanotowanym startem na koncie.

Sześćdziesiąt trzy i pół

Dość poważnym problemem może okazać się drugie z kryteriów kwalifikacyjnych dla zawodników uzyskujących minimum w roku poprzedzającym olimpijski. Henryk Szost i Yared Shegumo o ile nie wezmą udziału w jakimś wiosennym maratonie, będą musieli potwierdzić wysoką dyspozycję startem w półmaratonie co najmniej na poziomie 63:30. Z jednej strony jest to zasadne ze względu na konieczność przyjęcia jakiejś formy weryfikacji aktualnych możliwości zawodnika w roku olimpijskim.

Związek musi mieć możliwość wglądu w dyspozycję w najważniejszym momencie. Z drugiej jednak te 63:30 wydaje się nie do końca adekwatne. Mamy naprawdę świetnych specjalistów maratońskich. Nie oznacza to jednak postawienia znaku równości pomiędzy dystansem dwukrotnie krótszym. Fakt, że zawodnik uzyska wynik np. w okolicach 64:40 nie oznacza, że jego aktualny potencjał maratoński jest niższy niż 2:11-2:12.


Monika Stefanowicz - SB - 2:29:28

Z dziewiątki wymienionych zawodników, tylko dwóch posiada półmaratońskie rekordy życiowe znacznie lepsze niż czas stanowiący potwierdzenie olimpijskiego paszportu. Wynikać to może również z tego, że półmaraton jest dla zawodników niezwykle rzadko celem samym w sobie. Stanowi z reguły przystanek w drodze do celu głównego, którym jest maraton. Mimo wszystko sześćdziesiąt trzy i pół minuty jest wynikiem trudnym do uzyskania.

Matematyka w sporcie jest oczywiście potrzebna i pomocna, jednak nie powinna być wartością nadrzędną. Skonstruowane na potrzeby porównywania lekkoatletycznych wyników tabele węgierskie bywają w wielu przypadkach bardzo zawodne. Laik sugerujący się tymże zestawieniem będzie zaskoczony jak niską wartość prezentuje półmaratońskie 63:30 w stosunku do 2:11:30 czy nawet wyniku minutę słabszego na dystansie dwukrotnie dłuższym. Wg tabel węgierskich znak równości należy postawić pomiędzy 63:30, a… 2:16:22! Rezultatem odpowiadającym wartością punktową wynikom 2:11:30 i 2:12:30 są odpowiednio 61:22 i 61:49. Wystarczy poświęcić godzinę, aby zorientować się, że porównania te są zupełnie oderwane od rzeczywistości.

Nawet wspomniane 63:30 jest poprzeczką zawieszoną wysoko. Poniższa tabela zawiera porównanie rekordów życiowych czołowych, polskich maratończyków na poziomie 2:11:30-2:14:00 z lat 90 i pierwszego dziesięciolecia XXI wieku.



Rezultatem w zupełności potwierdzającym wysoką dyspozycję jest 64:30. Wystarczająco, aby ocenić właściwość realizacji procesu treningowego i wróżyć z tegoż wyniki w okolicach 2:12. Tym bardziej, że mamy wojowników. Zawodników którzy nie boją się ryzykować. Przykładem może być tutaj Mariusz Giżyński, który prezentując półmaratońską wartość na godzinę cztery z „hakiem” był w stanie pobiec pełny maraton w 2:11:20. Przykładem może być Paweł Ochal, który nie posiadając nadzwyczajnego rekordu życiowego na 21km i 97m nie bał się ryzykować.


Yared Shegumo - SB - 2:10:47

Ileż to krytycznych głosów padło pod adresem Ochala, który przed dziewięcioma laty mając w metryce rekord życiowy 64:21 „otwierał” pierwszą połówkę maratonu w Koszycach w 65:30! Skończyło się na 2:19. Ale przyszedł w zaledwie rocznym odstępie czasu 23 września i coś co zdawało się rok wcześniej brawurą okazało się nauką, oswojeniem z teoretycznie nieosiągalnym poziomem i finalnie przyniosło rezultat 2:12:20… Być może jednak to „połówkowe” minimum jest tylko narzędziem pomocniczym i związek nie będzie weryfikował go w sposób aptekarski. Tym bardziej, że PZLA jest ostatnimi czasy nastawiony na

dialog

Wskaźniki 2:11:30 i 2:12:30 nie są wewnętrzną sprawą osób decyzyjnych w związku, a wynikiem dyskusji pomiędzy tymże organem, a środowiskiem skupionym wokół maratonu. Na wniosek zawodników, trenerów i przedstawicieli mediów latem b.r. Polski Związek Lekkiej Atletyki zaprosił do rozmowy przedstawicieli obydwu stron. Dyskusja nie była konfrontacją, a okazała się dążeniem do wspólnego celu. 2:10:30, które kwalifikowało zawodników na poprzednie igrzyska było wartością „mrożącą” zawodników i najwyższym wskaźnikiem w tej konkurencji na świecie. Fakt, że szybciej niż dwa dziesięć i pół pobiegło w historii naszego kraju tylko 7 zawodników działało na olimpijskich kandydatów deprymująco.

Poza tym gdyby 2:10:30 obowiązywało w każdym kraju, maraton na igrzyskach olimpijskich liczyłby… 21 zawodników. Wskaźnik IAAF-owski od lat jest niezmienny. Przed Rio wynosi 2:17:00. Mimo niebywałego progresu wyników w tej konkurencji minimum od 20 lat stoi mniej więcej na tym samym poziomem. Przed igrzyskami w Atlancie wynosiło 2:16:00, z tym że wówczas funkcjonowało jeszcze w maratonie minimum „B” – 2:25:00.

W Polsce rok olimpijski 2012 stał pod znakiem wspomnianego 2:10:30, 4 lata wcześniej było to 2:12:00, a przed igrzyskami w Atenach funkcjonował wskaźnik 2:12:00 i 2:15:00 w przypadku uzyskania na mistrzostwach Polski. I do tej ostatniej formuły PZLA powrócił, co prawda w bardziej rygorystycznych kryteriach. W przypadku nie uzyskania minimów przez 3 zawodników/zawodniczek istnieje możliwość zasilenia reprezentacji zawodnikami, którzy podczas mistrzostw Polski pobiegną do minuty wolniej. Zatem na krajowym czempionacie maratończycy mogą zakwalifikować się rezultatami 2:12:30 i 2:31:00. Korzyści z tego są oczywiście obopólne.


Henryk Szost (niebieska koszulka) - SB - 2:10:11

Najprawdopodobniej przyczyni się to do podniesienia poziomu mistrzostw Polski i da szansę walki o igrzyska zawodnikom z drugiej części naszej maratońskiej ekstraklasy. System taki funkcjonował w latach 2004-2006. Dzięki luźniejszym zasadom „krajowym” na igrzyska do Aten polecieli Waldemar Glinka i Michał Bartoszak. Dobitnym akcentem prawidłowości ustalania lżejszego wskaźnika na MP były występy Rafała Wójcika, który kwalifikował się na MŚ w Helsinkach i ME w Goeteborgu wynikami 2:14:47 i 2:14:11. Dzięki temu nie było konieczności przygotowywania szczytu formy na okoliczność walki o minimum. Dzięki temu Wójcik w Goeteborgu wynik niemal powtórzył (2:14:58) zajmując wysokie 12 miejsce, a w Helsinkach gdzie faworyci masowo schodzili z trasy uzyskał Rafał 2:16:24 plasując się na 16 pozycji.

Mniej obaw o kwalifikacje mamy na pewno o nasze panie. Sześć zawodniczek na wysokim poziomie, w tym 4 „pewniaki” gwarantują pełne zagospodarowanie trzech dostępnych miejsc na igrzyska w Rio.

Cieszy atmosfera wokół maratonu w naszym kraju, cieszy szeroka kadra i konieczność wewnętrznej eliminacji pomiędzy zawodnikami. Cała ta złożoność pozytywnych czynników może wpłynąć na to iż za rok będziemy oglądać szóstkę naszych reprezentantów w olimpijskich zmaganiach. Mimo iż niektórych niepokoi ostatni zapis w komunikacie prezentującym wskaźniki:

„Powyższe kryteria mają służyć do ustalenia kandydatów do Reprezentacji Polski na Igrzyska Olimpijskie RIO 2016. Ostateczną decyzję o powołaniu do reprezentacji na Igrzyska Olimpijskie w Rio podejmie Zarząd PKOl na wniosek Zarządu PZLA.”

możemy mieć nadzieję, że wszelkie decyzje będą podejmowane z korzyścią dla zawodnika. W kontekście wspomnianego dialogu oraz zwolnienia z konieczności dwukrotnego uzyskiwania minimów kwalifikujących na MŚ w Pekinie te nadzieje na pewno nie są bezpodstawne. Wszyscy są przecież świadomi, że w tej sportowej karuzeli – najważniejszy jest zawodnik.

Komentarze czytelników - 4podyskutuj o tym 
 

mitro

Autor: mitro, 2015-10-01, 20:29 napisał/-a:
A co by było gdyby Polak zrobił kwalifikację IAAF ale wynik nie jest poniżej kryterium PZLA? Czy taki zawodnik nie może pojechać na Igrzyska na własny koszt wypinając sie na PZLA?

 

Hasan

Autor: Hasan, 2015-10-04, 19:57 napisał/-a:
dobre pytanie :) wie ktoś ?

 

henry

Autor: henry, 2015-10-04, 20:20 napisał/-a:
Zawodnik nie może niestety sam się zgłosić do udziału w Igrzyskach Olimpijskich. Do Igrzysk zgłaszają krajowe komitety , w przypadku Polski PKOL.

 

GabraSheila

Autor: GabraSheila, 2015-10-05, 09:36 napisał/-a:
Świetny tekst!

 


















 Ostatnio zalogowani
SantiaGO85
23:41
lordedward
23:25
kos 88
23:00
rokon
22:41
ryba
22:19
Andrzej_777
22:04
Artur z Błonia
21:53
perdek
21:43
knapu1521
21:21
Leonidas1974
20:59
42.195
20:52
Lektor443
20:52
maciekc72
20:46
marczy
20:42
Wojtek23
20:38
entony52
20:35
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |