Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Szwajcaria, 18 sierpnia 2014, 19:30, 1572/140869
GrandF
Panfil
Łukasz
ME w Zurychu – drugie narodziny Wunderteamu!

LINK 1: ARCHIWUM: ZAGRANICA - SZWAJCARIA



      Do wspaniałej historii polskiej Królowej i sportu w ogóle przechodzi dwudziesta druga edycja Mistrzostw Europy w Lekkiej Atletyce. Tak pięknego scenariusza nie wyśnili najwięksi optymiści. Europa może nam pozazdrościć cudownej drużyny. To już nie są sny o potędze, to jest potęga. To dzieje się po raz drugi – mamy najprawdziwszy Wunderteam!

Czysto matematyczna analiza startu polskiej reprezentacji na stadionie Letzigrund w Zurychu wykazuje iż był to najlepszy start naszych lekkoatletów od 48 lat! Biorąc pod uwagę liczbę dwunastu zdobytych medali jest to nasz trzeci występ w historii (ex aequo z dorobkiem ze Sztokholmu w 1958 roku). Więcej Polacy wywalczyli w Belgradzie cztery lata później – 13 i w Budapeszcie na kolejnych mistrzostwach – 15 krążków. Pod względem zdobyczy punktowej Zurych plasuje się na czwartej pozycji:

Budapeszt 1966 – 152 pkt
Belgrad 1962 – 149
Sztokholm 1952 – 146
Zurych 2014 – 132
Rzym 1974 – 123
Helsinki 1971 – 116
Budapeszt 1998 – 105

W klasyfikacji medalowej zajęliśmy w Zurychu szóstą pozycję. Jako, że ranking medalowy budzi zawsze mieszane uczucia, gdzie jedno złoto potrafi przeważyć worek srebra i brązu bardziej zasadne wydaje się przytaczanie tabeli ilości zdobytych medali. Tutaj plasujemy się dwa oczka wyżej za Wielką Brytanią (23), Francją (23) i Rosją (22). Taka lekkoatletyczna niegdyś potęga jak Włochy wraca do kraju z dorobkiem zaledwie trzech krążków.

Dodajmy, że nie zawsze bywało tak kolorowo. Wystarczy przypomnieć sobie czempionat w Splicie 24 lata temu. Królowa obdarta zupełnie z szat, chwiejąca się na wątłych nogach osiemnastu polskich reprezentantów przywiozła dwa brązowe medale – Piotra Piekarskiego na 800 i Sławomira Majusiaka na 5000 metrów. Oprócz tego zaledwie pięć innych pozycji finałowych i uciułane 28 punktów było dramatycznym, jakże jednak słabym i zdławionym krzykiem wspaniałej dekadę wcześniej dyscypliny.

Był to najczarniejszy okres w dziejach polskiej lekkiej atletyki. Nie bez powodu w Przeglądzie Sportowym po Halowych Mistrzostwach Polski w 1988 roku ukazał się nekrolog – „Śmierć kliniczna polskiej lekkoatletyki”. Horror trwał jeszcze kilka lat i sięgnął kolejnej edycji Mistrzostw Europy. Z Helsinek Polacy wywieźli srebro Artura Partyki, brąz Urszuli Włodarczyk i marne 39 punktów. Zwrot nastąpił pod koniec wieku w Budapeszcie. Od tego momentu występy naszych rodaków na Mistrzostwach Starego Kontynentu rozpierają nas dumą.

W Zurychu Polacy sięgnęli gwiazd, a właściwie to nasze gwiazdy znalazły się w kosmosie fantastycznych występów, waleczności i ambicji. Każdy medal był inny, każdy jednak cieszył ogromnie. Tomek Majewski stanął na wysokości zadania mimo nie najlepszej dyspozycji w ostatnich dwóch sezonach. Robert Urbanek przy nieco wahającej się dyspozycji Piotra Małachowskiego potrafił godnie zastąpić reprezentacyjnego kolegę sprawiając wielką niespodziankę sobie i kibicom. Krystian Zalewski przekuł w rzeczywistość nasze marzenia, których spełnianie wydawało się zarezerwowane dla takich legend jak Chromik, Malinowski i Mamiński. Adam Kszczot dał popis perfekcji i absolutnej dominacji w Europie na 800m. Artur Kuciapski był autorem jednej z dwóch największych niespodzianek na bieżni Letzigrund.

Anita Włodarczyk potwierdziła iż jest najlepsza nie tylko w Europie, ale i na świecie, a złoty medal i minimalna odległość od rekordu świata potwierdziły jej dominację. Joanna Fiodorow zrobiła prezent kibicom zaskarbiając sobie ich serca nie tylko swoimi umiejętnościami. To był rzut na przekór tym, którzy skreślili ją ze składu reprezentacji, tym którzy zwątpili w jej umiejętności tuż przed rozpoczęciem show na Letzigrund. Spokój, opanowanie i szybujący przez 82 metry siedmiokilogramowy sprzęt dał nam profesor zwyczajny rzutu młotem Paweł Fajdek.

Niemniej cieszył powrót z dalekiej podróży kontuzji i urazów niezwykle sympatycznego Pawła Wojciechowskiego. Drugą z niespodzianek formatu XXL był brązowy medal Joasi Jóźwik, która udowodniła, że warto czasami pójść na ustępstwa i nie trzymać się kurczowo norm i wskaźników. Ukoronowaniem i dopełnieniem całości był pierwszy medal polskiego maratończyka w historii. Nasz Yared Shegumo pomknął ulicami Zurychu po srebro! Kropką nad „i” był powrót wirtuoza czterystu metrów – Józefa Lisowskiego, który po wielu latach znów potrafił nastroić instrument grający medalową melodię.

Nasz Wunderteam to nie tylko medaliści. To również zawodnicy, którzy znaleźli się tuż za podium jak Jakub Krzewina, Renata Pliś, Justyna Kasprzycka, Marcin Lewandowski, Szymon Ziółkowski czy Małgorzata Hołub. To również Ci którzy znaleźli się w finałach, zakończyli swój występ we wcześniejszych rundach lub na odległych pozycjach. Bo to zespół właśnie. Bo to drużyna. Cudowna.

Mamy w kraju Lekką Atletykę. Na przekór malkontentom, na przekór brakom i niedostatkom. Mamy drużynę, która walczy do końca, z sercem, oddaniem , błyskiem w oku i zadziornością. Mamy drużynę gdzie młodzież reprezentowana przez Artura Kuciapskiego i Asię Jóźwik łączy pomostem historii profesor Szymon Ziółkowski. Szymon może z nadzieją patrzeć w przyszłość, bo na horyzoncie są następcy – Sofia Ennaoui, Ewa Swoboda czy Konrad Bukowiecki. Oni wkrótce przejmą pałeczkę. Cieszmy się, bo jest pięknie! Mamy Wunderteam!



Komentarze czytelników - brakskomentuj informację


















 Ostatnio zalogowani
marianzielonka
22:56
mario1977
22:55
witul60
22:42
cierpliwy
22:03
Chudzik
21:58
Stonechip
21:43
przystan
21:41
Admirał
21:41
marekcross
21:36
Piotr Fitek
21:25
johnlyndon
21:24
Fred53
21:03
INVEST
20:59
jacek50
20:58
stanlej
20:43
rezerwa
20:28
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |